W wielu rzeźniach w Polsce ma dochodzić do nielegalnego zabijania i przerabiania na mięso chorych krów - ujawnia "Superwizjer" TVN. W programie pokazano reportaż o zabijaniu zwierząt w sposób niehumanitarny i niezgodny z przepisami. Jeden z dziennikarzy zatrudnił się w takiej rzeźni i udokumentował proceder.
Zatrudniłem się w rzeźni, żeby udokumentować i pokazać bestialski i niehumanitarny sposób produkcji mięsa z chorych i padłych krów - napisał na Twitterze reporter Patryk Szczepaniak.
W programie reporterzy wyjaśniają, że zgodnie z prawem tylko zdrowe krowy, które są w stanie samodzielnie się poruszać, mogą zostać zabite w celu produkcji mięsa. Jednak w niektórych rzeźniach zabija się też "leżące" krowy, czyli chore lub z urazami. O tym, co zrobić z taką krową - uśpić lub zezwolić na tzw. "ubój z konieczności" na miejscu - powinien zdecydować weterynarz. W tym drugim przypadku pracownik rzeźni musi przyjechać na miejsce i później zabrać tusze do rzeźni, gdzie przejdzie badania pod kątem przydatności do spożycia.
Skupujący nielegalnie "leżące" krowy handlarze oferują od kilkuset do tysiąca złotych za sztukę - bez zabijania ich zgodnie z procedurą i bez bada. Żywe, ale niemogące się ruszać krowy są ciągane specjalnym dźwigiem do rzeźni, co jest niedozwolone.
- Krowa żyje, tak? To ani jej udusić, ani jej młotkiem, trzeba weterynarza zamówić, zastrzyk pięćset złotych. Kto będzie ładował pięćset złotych w złom, jak można go sprzedać za tysiąc handlarzowi. Taki chłop dzwoni, gdzie najwięcej dadzą za taki złom, żeby się pozbyć. Przyjeżdża handlarz, otwiera klapę, wyciągara na samochód, i ch*j
- opisuje postępowanie z "leżącymi" krowami informator stacji.
Reporterzy TVN ustalili, że dochodzi do sytuacji, w której to sami pracownicy - a nie weterynarz - przystawiają znak potwierdzający przydatność do spożycia. Czy rzeczywiście jest ono bezpieczne? Po obejrzeniu materiały można mieć obawy. Dziennikarz zatrudniony w zakładzie był instruowany, jak czyścić mięso, by "wyglądało". - Coś w szynce miała, jakiś ropień, nie ropień, bo wycięte jest - wskazywał jeden z pracowników. "O tym, co dzieje się w firmie w nocy, świadczyły jednak cuchnące i sine połacie wołowiny pozostawione przez brygadę zajmującą się ubojem" - czytamy na portalu tvn24.pl, który obszernie opisał sprawę.
Wg ustaleń stacji nie jest do jednostkowa sytuacja, ale działający od lat "czarny rynek" w branży mięsnej. Oferty skupu chorych krów można znaleźć w prasie lokalnej i internecie, a wg informatora z branży są rzeźnie, które specjalizując się w "leżącym" bydle. Na takich krowach rzeźnie zarabiają kilkukrotnie więcej.
Reporterzy TVN opisują, że kilka dni temu podczas pracy nad materiałem "przyłapali pracowników zakładu na kolejnym uboju krów". Wezwali wtedy na miejsce policję i i zakładowego weterynarza, a pracownicy mieli zacząć "zacierać ślady". Jeden z kierowców miał próbować uciec, ale porzucił samochód z transportem chorych krów - czytamy na stronie TVN.
Dopiero po jakimś czasie na miejscu pojawiła się policja i powiatowy lekarz weterynarii. Zabezpieczono ślady i uśpiono chore krowy. "Śledztwo rozpoczęło policja i prokuratura" - podaje stacja.