W piątek rano Polska Agencja Prasowa podała informację, że zabójca prezydenta Gdańska Stefan W. po wyjściu z więzienia przyjechał do Warszawy i próbował wtargnąć do kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, chcąc przeprowadzić zamach na jego życie. Takie informacje W. miał przekazać śledczym podczas przesłuchania.
Gdańska prokuratura zwróciła się do Kancelarii Prezydenta o zabezpieczenie monitoringu z Pałacu Prezydenckiego. Po przejrzeniu nagrań z monitoringu Kancelaria Prezydenta "nie stwierdziła", by na nagraniach monitoringu Pałacu Prezydenckiego był zarejestrowany Stefan W. - poinformowała Informacyjna Agencja Radiowa.
Tę informację oficjalnie potwierdził także rzecznik prasowy Służby Ochrony Państwa
ppłk Bogusław Piórkowski.
- Nie odnotowaliśmy incydentu próby wtargnięcia na teren Pałacu Prezydenckiego – powiedział w rozmowie z Radiem ZET.
Śledczy wciąż weryfikują hipotezę, czy zabójca Pawła Adamowicza po opuszczeniu zakładu karnego planował dokonać ataku w Warszawie.
Jak wyjaśnia prokurator Grażyna Wawryniuk, ustalenie, co Stefan W. robił po wyjściu z więzienia, ma istotne znaczenie dla określenia motywów jego działania. Przypomniała też, że podczas postępowania przygotowawczego Stefan W. nie przyznał się do zarzucanego mu zabójstwa mimo, że wcześniej - na scenie Orkiestry Świątecznej Pomocy - wypowiadał się na ten temat. Później, przesłuchiwany przez prokuratora, nie odniósł się do swego zachowania na scenie, nie wyjaśnił motywów i nie ustosunkował się do stawianych mu zarzutów.
W czwartek trójmiejska "Gazeta Wyborcza" opisała, że w dniu wyjścia na wolność w grudniu 2018 roku zabójca Pawła Adamowicza poleciał samolotem do Warszawy. Do zakupu biletu lotniczego użył pieniędzy, które trafiły na jego rachunek depozytowy po zatrzymaniu. W Warszawie udał się do kasyna, gdzie przegrał pozostałe oszczędności. Po zabójstwie Stefan W. miał zeznać śledczym, że w Warszawie chciał "zrobić coś dużego, o czym wszyscy będą mówić". W zeznaniach użył też słowa zamach.