Zakaz podwożenia dzieci autem pod szkołę. "Wolę zapłacić za mandat niż za nekrolog mojego syna"

W Poznaniu pojawił się pomysł, aby zakazać rodzicom podwożenia dzieci pod samą szkołę. W komentarzach zawrzało - zdania są bardzo podzielone. Jedni są zagorzałymi przeciwnikami, inni zwolennikami.
Zobacz wideo

W czwartek pisaliśmy o tym, że kilka miast w Polsce - Poznań, Kraków i Łódź - jest zainteresowanych wprowadzeniem zakazu podwożenia dzieci pod samą szkołę. Pomysł ten narodził się w Wiedniu i póki co świetnie się sprawdza. 

"Ten pomysł to debilizm"

Nie wszyscy Polacy są jednak przekonani. Nasi czytelnicy są oburzeni tym, że ktoś mógłby zakazać im odwożenia dzieci pod budynek szkoły. Piszą, że taki zakaz rodzi wiele problemów.

Mieszkam w Krakowie. Już to widzę, jak puszczam mojego siedmoletniego syna samego do szkoły podstawowej znajdującej się 1,7 km od domu, gdzie po drodze ma do przejścia torowisko i trzy bardzo ruchliwe ulice, w tym jedną bez sygnalizacji. Wolę zapłacić za ewentualny mandat niż za nekrolog.
To jest naprawdę chore. Chcą cofnąć nas do średniowiecza. Czy dorożką będzie można podwieźć dzieci, czy to też będzie zakazane?
No debilizm. Takie są czasy, że niejedna matka pracuje. Podwozi jedno dziecko do przedszkola, drugie do szkoły i jedzie do pracy. Nie każda siedzi w domu. Pomijam już fakt, że nikt nie puści 10-letniego dziecka samego do szkoły, bo to po prostu niebezpieczne.

Skarżą się też na to, że jeśli zakaz zostanie wprowadzony, będą musieli wstawać o wiele, wiele wcześniej, aby odprowadzić dziecko lub odwieźć je komunikacją miejską. Zauważają również, że przecież małe dzieci nie mogą jeździć lub chodzić do szkoły same.

Super, tylko według prawa taki czy siedmiolatek nie może sam iść do szkoły, trzeba mu zapewnić opiekę. Co zrobić, jak rodzice jadą do pracy i po drodze odstawiają dzieci do szkoły czy przedszkola? Może przedszkolaki też już wysyłać komunikacja miejską?

Zakaz podjazdu, nie jeżdżenia

Warto jednak przypomnieć, że ewentualny zakaz dotyczy tylko zatrzymywania się przed budynkiem szkoły, nie absolutnego zakazu odwożenia dzieci do szkoły samochodem. Część rodziców, którzy mieszkają daleko, mogłoby zostawiać samochód kawałek od szkoły i resztę drogi pokonać pieszo. 

Laboga, bo zaparkować ulicę dalej tak ciężko, szykany jak za okupacji normalnie. Być może będzie trzeba iść na piechotę całe 3-5 minut! Prawa człowieka łamią

- pisze pani Karolina.

Jakby mogli, to by wjechali do klasy

Wśród komentujących znalazły się jednak i osoby, które uważają, że to bardzo dobry pomysł. Zgadzają się z władzami miast, że to m.in. sposób na walkę z otyłością. 

I dobrze, to jakaś plaga, jakby dzieci kalekami były! Na piechotę! Wcześniej ten świat jakiś normalniejszy był.
Popieram. To co wyprawiają rodzice, przechodzi ludzkie wyobrażenie. Mieszkam naprzeciwko prywatnej szkoły i przedszkola. Gdyby mogli, to wjechaliby autami prosto do szkoły! Zastawiają furtki swoimi autami i nie można nawet wyjść z domu. Nie mówiąc o wniesieniu czegokolwiek.
Popieram ten zakaz, teraz rodzice najchętniej to by wjechali samochodem do klasy, żeby było bliżej.

Dodają, że dzięki temu dzieci i nastolatkowie nauczą się samodzielności. 

Teraz nawet nastolatkowie nie potrafią korzystać z autobusu albo kolei podmiejskiej. Córka koleżanki ma 14 lat, ale nie wiedziała, jak kolejką elektryczną dojechać z Gdyni do Sopotu. To jest chore"

- pisze pani Bożena.

Gdyby się dało, mamusie podjechałyby pod samą salę lekcyjną. A potem te biedne dzieci nawet drogi do szkoły nie znają.

Pojawiły się również głosy, że takie rozwiązanie to jednak tylko próba ukrycia błędów, które popełniono w przeszłości. Nasi czytelnicy uważają, że miasta i osiedla zostały zaprojektowane bezmyślnie.

Gdyby budowane teraz nowe osiedla miały infrastrukturę, tj. szkołę, przedszkole i żłobek czy ośrodek zdrowia, to dzieci nie musiałyby być wożone codziennie i zapewne też korki by się zmniejszyły.
Lepiej zakazywać poruszania się samochodami, niż przemyśleć zabudowę miast?
Więcej o: