Bokser Artur Szpilka wraz z partnerką, psami i innymi sportowcami są w Karkonoszach, gdzie panują trudne warunki pogodowe i obowiązuje trzeci stopień zagrożenia lawinowego. GOPR od kilku dni apeluje do wychodzących w góry o rozwagę.
Sportowcy zdecydowali się jednak wejść na Śnieżkę, a do tego zabrać ze sobą psa Szpilki. W trakcie wspinaczki zerwała się śnieżyca i obozowicze utkwili w schronisku. Z relacji Szpilki wynika, że pies był przestraszony i było mu zimno, dlatego zadzwonił bokser po ratowników GOPR. - Takiej akcji, to jeszcze nie mieliśmy, z Pumbusiem lecimy ratownikiem - mówi bokser na nagraniu, które zamieścił na Instagramie. Dodaje, że "Pumba się bał strasznie, ale wie, że z tatusiem da radę".
W niedzielę wieczorem Szpilka zamieścił kolejny film - fragment rozmowy z Polsat News, w której tłumaczył swoją decyzję o wezwaniu pomocy.
Pumba by poszedł w takiej pogodzie, tylko zaczęły mu marznąć uszka, skuczał, więc ja mówię: nie no, w życiu nie wypuszczę go na coś takiego. I tutaj bardzo bym chciał podziękować GOPR-owi, którzy naprawdę pomogli nam, przyjechali bardziej po Pumbusia, ale ja musiałem jechać z nim
- powiedział dziennikarzom.
Wiele osób krytykowało Szpilkę, że w taką pogodę zabrał psa w góry. On sam przyznał, że było to "trochę nieprzemyślane" i stwierdził, że następnym razem zawróci, gdy pojawi się wiatr. "Nikt z nim nie szedł jak była śnieżyca tylko normalne warunki, a jak się pogoda zepsuła to były dwie opcje - albo nas ktoś zawiezie na dół albo śpimy w schronisku. Ot cała historia, kasztany. Bardziej kocham mojego pieska niż ludzi itp., wiec spokojnie. Pumba po powrocie jeszcze na spacer z Cycem poszedł" - napisał bokser.