Do niebezpiecznej sytuacji doszło 22 grudnia w okolicach ul. Toszeckiej w Gliwicach. Przed północą pracownicy stacji paliw zauważyli mężczyznę, który podpalił drzwi wejściowe i drewno kominkowe przed budynkiem.
Następnie skierował się do dystrybutorów, dwa z nich podpalił, zdjął też pistolet do tankowania. Wtedy jednak pracownicy już awaryjnie wyłączyli zasilanie pomp i z gaśnicami ruszyli do gaszenia pożaru.
Mniej więcej w tym momencie na stację dotarli policjanci i zatrzymali podpalacza. Okazało się, że to 34-latek z Gliwic. Mężczyzna był agresywny, a jak się później okazało - był pod wpływem alkoholu, miał 1,5 promila.
Policja obecnie ustala, czy jego działania były efektem upojenia, czy też były inne przyczyny próby podpalenia stacji. 34-latek kilkadziesiąt minut wcześniej groził, że podpali stację, ponieważ odmówiono mu sprzedaży alkoholu.
Po tym, jak 34-latek wytrzeźwiał, usłyszał zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa zagrażającego mieniu, życiu lub zdrowiu wielu osób. Dzień później, 23 grudnia, decyzją sądu, trafił do aresztu śledczego. Za zarzucane mu czyny może spędzić za kratkami do 8 lat.