Arcybiskup Stanisław Gądecki był gościem Radia Poznań, gdzie był pytany m.in. o film "Kler". Hierarcha zaczął od tego, co dla niego najbardziej istotne - jak film odbija się na życiu Kościoła. - Gdy pytam proboszczów, to oni odpowiadają zazwyczaj dość podobnie - że w kościołach jest ta sama frekwencja ludzi, jak przed "Klerem", że ludzie przystępują do spowiedzi tak, jak przystępowali wcześniej, przyjmują komunię świętą podobnie - stwierdził duchowny.
Czytaj też: Jest reakcja na apel Watykanu. Abp Stanisław Gądecki spotka się z ofiarami księży pedofilów
- Wydaje się, jakby to społeczeństwo żyło w dwóch światach jednocześnie - mówił i dodał, że część społeczeństwa "niesie dozę takiego folklorystycznego, ludowego antyklerykalizmu, ludowego, który na pewno nie jest ideologiczny, poza tymi kręgami antykościelnymi z gruntu".
Arcybiskup uważa, że podobnych filmów było i będzie więcej, co zrzuca na "kasę, która temu wszystkiemu towarzyszy".
To, co mnie najbardziej w tym intryguje, to jest fakt, że to zostało wyreżyserowane według tego klasycznego antysemickiego filmu "Żyd Süss" - te same trzy postacie, tak samo rozłożone akcenty, w sumie. To już było grane za Goebbelsa, to nie jest nowa rzecz, z którą trzeba się zmierzyć
- ocenił Gądecki. Pytany o to, czy nie kusiło go, by obejrzeć "Kleru", odparł, że "nie poszedł na ten film, ponieważ nie jest pozbawiony rozumu do końca".
"Żyd Süss" to film propagandowy z 1940 roku, który miał wpisywać się w rasistowskie założenia ideologii nazistowskiej i obrzydzić Żydów tak, by Niemcy nie sprzeciwiali się Holokaustowi. Film pokazywano też jednostkom SS i załogom obozów koncentracyjnych. Powstał na zlecenie i przy udziale ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa.
W 1949 roku reżyser filmu Veit Harlan był sądzony za zbrodnię przeciwko ludzkości. Zdaniem prokuratury reżyser "udzielał pomocy w popełnianiu masowych morderstw, albowiem film ten miał na celu psychologiczne przygotowanie Niemców do czynów zbrodniczych i był bezpośrednim wezwaniem do największego mordu masowego nowożytnych czasów". Harlanowi nie udało się udowodnić odpowiedzialności za propagandowe wykorzystanie filmu i został uniewinniony. Po latach spalił odkupił jedną z pozostałych po wojnie taśm filmowych i spalił ją w obecności mediów i notariusza.