Od poniedziałku 17 grudnia na Gazeta.pl trwa Tydzień Dobrego Serca. Pokazujemy Wam organizacje, których wsparcie czyni świat lepszym miejscem. Jedną z nich jest WFF, która działa m.in. na rzecz ochrony zagrożonych gatunków ryb. Jeśli chcesz wesprzeć WWF wejdź tutaj >>
Lek. wet. Piotr Korzeniowski: Byłem kiedyś wędkarzem, wie pan? Łowiłem ryby i je wypuszczałem. Pewnego dnia, to było ze 20 lat temu, złapałem dość dużą rybę, wypuściłem ją, a potem zwinąłem wędkę. Od tego momentu już nie wędkuję.
Wędkując, zaspokajałem swoje pseudo-łowieckie aspiracje. Uznałem to za absurd. Czerpałem dużą radość z przechytrzenia ryby, wydawało mi się, że wyrządzam jej stosunkowo niewielką krzywdę. Byłem jednak w dużym błędzie.
Robienie sobie zdjęcia z wielokilogramowym sumem również go krzywdzi, nie jest to bezstresowa sytuacja. Kilku ludzi wyciąga go na siłę, jest poraniony. Chyba z biegiem lat robię się trochę miękki...
Widzę coraz więcej rzeczy. Ryby cierpią tak samo jak inne zwierzęta, są przy tym bardzo mądre. Mają inaczej zbudowany mózg niż człowiek, ale potrafią się uczyć i są bardzo wrażliwe na bodźce pochodzące z otoczenia. Są przy tym niebywale podatne na stres. Ryby mają podobny mechanizm stresu, jak pozostałe kręgowce.
Oczywiście, że tak. Przyzna pan, że nie jest naturalną rzeczą wyłowienie ryby ze stawu, w którym się wychowała, do balii, gdzie leży jedna na drugiej i do tego się dusi.
Ludziom wydaje się, że taka świeża ryba jest zdrowa. Nic bardziej mylnego. Z powodu stresu ma w organizmie bardzo wysoki poziom kortyzolu, do tego zespół niedotlenienia, a poranioną skórę atakują bakterie. Mięso z takiej udręczonej ryby nie jest niczym zdrowym.
Nie widzę powodu, dla którego ludzie nie mieliby kupować np. gotowych filetów z karpia. Nie wiem, dlaczego tylko ten biedny karp ma być dręczony, a cała reszta ryb leży już na lodzie przygotowana do zakupu. Oczywiście musimy pamiętać, że przemysłowe pozyskiwanie innych ryb również jest obarczone czynnościami o znamionach okrucieństwa. Taka jest cena jedzenia mięsa.
Zdarzyło mi się zareagować na skrajną sytuację w jednym z supermarketów dużej sieci. Hoduję ryby ozdobne od ponad 40 lat, więc od razu zauważyłem, że źle się dzieje.
Karpie pływały w brudnej wodzie, nie działała do tego pompa napowietrzająca. Pracownicy w ogóle na to nie reagowali. Kiedy zwróciłem na to uwagę, przyznali mi rację. Natychmiast to naprawili. Wcześniej byli przekonani, że skoro ryby są w wodzie, to wszystko jest w porządku.
Ryby doskonale to wyczuwają. Produkują również substancje alarmowe, uwalniane do wody. To dla nich "zapach śmierci".
Karpie czują też, jeśli któryś osobnik w balii jest martwy. Każda nieżywa ryba dodatkowo powoduje wzrost stężenia toksycznego dla nich amoniaku oraz lawinowe namnażanie się bakterii w wodzie.
Tak, tym bardziej, że sprzedawcy często nie wiedzą, jak je odpowiednio trzymać. Chwytają chociażby za pokrywy skrzelowe, raniąc przy tym skrzela. Ryba o dużej masie i rozmiarach ciała musi być przy chwytaniu podparta w kilku punktach. Na szczęście w większości sklepów są używane siatki. Gorzej wygląda sytuacja na małych targowiskach.
Do tego dochodzi kwestia różnicy temperatur. Ryba która przebywa w wodzie o temp. np. 18 °C źle znosi kontakt z ciepłym powietrzem lub rękami człowieka.
Ryby karpiowate mają dużo większe możliwości tlenowe niż np. ryby łososiowate, co oznacza, że dużo lepiej znoszą niedobór tlenu. I to chyba całe nieszczęście karpia, który długo dogorywa bez wody w trakcie podróży do domu.
Człowiek też przecież wytrzyma jakiś czas pod wodą, w ogóle nie oddychając. Karp nie opowie nam co prawda o swoich doznaniach, ale w stu procentach można powiedzieć, że cierpi.
Każda istota w różnym stopniu oddycha przez skórę, ale to nie zapewnia pokrycia jej zapotrzebowania na tlen. Ryby, w tym karpie, oddychają przez skrzela, a ich naturalnym środowiskiem jest woda o odpowiedniej zawartości rozpuszczonego tlenu.
Uważam, że w większości przypadków zabijanie karpia jest nieudolne, przez co przedłuża się cierpienie i umieranie tej ryby. Zwykle polega to na tłuczeniu karpia twardym narzędziem w celu ogłuszenia i odcinaniu głowy. To, że karp się nie broni, nie oznacza, że nic nie czuje.
Nie doceniamy wrażliwości tych istot. Opowieści o bólu i stresie u ryb to nie są moje wymysły, ale wnioski z bardzo precyzyjnych badań naukowych. Skoro tradycja karpia jest tak mocno wpisana w menu świąteczne, może warto w tych wyjątkowych dniach pomyśleć również o ograniczeniu cierpienia u tych zwierząt.
Byłeś świadkiem złego traktowania karpi? A może uważasz, że żywe ryby powinny być sprzedawane w sklepach? Czekamy na listy pod adresem listydoredakcji@gazeta.pl
Gazeta.pl to nie tylko polityka i gospodarka, ale też tematy lokalne, poruszające problemy mniejszych społeczności, bliższe ludziom. Poświęć trzy minuty i pomóż nam lepiej zrozumieć, o czym chcesz czytać. Kliknij tutaj, żeby rozwiązać krótką ankietę.