Mieszkańcy o śmierci 24-letniej Roksany: Do jeziora nie można zjechać przypadkiem

Mnożą się pytania i wątpliwości dotyczące śmierci 24-letniej Roksany ze Skarszew, której ciało znaleziono w sobotę w jeziorze. Jak wskazują okoliczni mieszkańcy, kobieta musiała specjalnie skręcić w leśną ścieżkę, by dostać się nad akwen.

24-letnia Roksana z miejscowości Skarszewy w Pomorskiem zaginęła na początku ubiegłego tygodnia. Powiedziała bliskim, że jedzie po bułki do sklepu. W sobotę nurkowie odnaleźli ciało kobiety wraz z samochodem na dnie jeziora Borówno Wielkie.

Jak podaje Polsat News, mieszkańcy zwracają uwagę na fakt, że do miejsca tragedii nie można zjechać przypadkiem, chociażby w wyniku kolizji. - Tam trzeba wjechać specjalnie w las. Albo sama to zrobiła i sama zjechała z górki w najszersze miejsce brzegowe, albo... No nie wiem, nie wiem - mówi w rozmowie z Polsat News mieszkanka Skarszew pani Barbara. 

Radio Gdańsk informowało wcześniej, powołując się na ustalenia śledczych, że w pobliżu miejsca wyłowienia wraku samochodu, odnaleziono fragment karoserii.

-  Bezpośrednią przyczyną śmierci było utonięcie - mówiła w rozmowie z Gazeta.pl Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Będziemy jeszcze musieli poczekać na wyniki końcowe, w tym toksykologiczne - dodała.

Kobieta kilka miesięcy temu poroniła, według słów męża od tego momentu mogła zmagać się z depresją.

Zobacz wideo
Więcej o: