W zeszłą niedzielę w sali zabaw na warszawskim Bemowie doszło do tragedii. Podczas wizyty z dziećmi, przy której obecny był kurator, Tomasz M. dopuścił się okropnej zbrodni. Pod pozorem wyjścia z 4-letnim synkiem do łazienki oddalił się od kuratora. Po kilku minutach znaleziono ciała ojca i syna. Ze wstępnych wyników autopsji wynika, że doszło do niewydolności krążeniowo-oddechowej. Nieoficjalnie mówi się o samobójstwie rozszerzonym - 34-latek miał podać sobie i 4-latkowi truciznę.
Tomasz M. pochodził z Wrocławia. Wobec mężczyzny prowadzono w tamtejszej prokuratorze postępowanie - postawiono mu zarzut uprowadzenia 4-letniego syna oraz uporczywego nękania byłej żony, Justyny M.. Był pod dozorem policji oraz miał zakaz zbliżania się do Justyny M. oraz dzieci. Mógł spotykać się z nimi tylko w towarzystwie kuratora.
Tomasz M. kilkukrotnie porywał syna - raz wywiózł go do Monachium, po niecałych 48 godzinach ponownie uprowadził chłopca. Przy innej okazji wprowadził go na dach wysokiego budynku. Musiała interweniować policja, ponieważ istniało podejrzenie, że będzie chciał zrobić krzywdę sobie lub 4-latkowi.
Jak informuje rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, prok. Małgorzata Klaus, Tomasz M. był wcześniej badany przez psychologa. Ten stwierdził, że mężczyzna jest "poczytalny i nie ma poważnych zaburzeń".
W piątek wiceminister sprawiedliwości, Michał Wójcik, poinformował w Polsat News, że Ministerstwo Sprawiedliwości zajmuje się sprawą tragedii na Bemowie. Resort będzie prowadził kontrolę sądów i instytucji, które zajmowały się sprawą rodziny M. Dodał, że liczy na to, że jeszcze w piątek będzie wiedział, co działo się we wszystkich postępowaniach.
Dodał, że z sądami rodzinnymi "w ogóle jest problem". Podkreślił jednak, że nie chce wkraczać w strefę orzecznictwa sędziów rodzinnych.
Rozprawa rozwodowa małżeństwa M. zakończyła się 8 października nieprawomocnym wyrokiem, ale czas na złożenie apelacji upłynął. Ustalono wtedy, że opiekę nad dziećmi będzie sprawowała matka. Ojciec mógł się z nimi widywać w nieparzyste soboty i niedziele w towarzystwie kuratora. Mężczyzna walczył o zmianę decyzji.
Przypominamy, że o historii rodziny M. kilka dni wcześniej opowiedziano w reportażu TVN "Uwaga!". Pani Justyna mówiła w nim, że boi się zostawiać swoje dzieci pod opieką ojca, który od jakiegoś czas zachowywał się nieodpowiedzialnie. Kilkukrotnie porywał synka, nękał swoją żonę. Podczas jednego z porwań wszedł z 4-latkiem na dach wysokiego budynku. Sugerował, że może zrobić sobie krzywdę.
- Ja nie wiem, jak to się skończy. Co jeszcze mu przyjdzie do głowy - mówiła kobieta.
Czytaj także: Otruł siebie i syna w sali zabaw. Wcześniej rozwieszał zdjęcia dzieci w całej Warszawie
Sam Tomasz M. zapewniał, że nie jest "wariatem". - Nie jestem człowiekiem, który mógłby zrobić coś sobie albo dziecku. Nie jestem osobą, która może robić skrajne rzeczy - mówił autorom reportażu mężczyzna.
Sprawą zajmuje się prokuratura, która ustala okoliczności zdarzenia. Poinformowano już, że kurator wykonywał swoje obowiązki bez zastrzeżeń i nie ponosi winy za tragedię.