"Zaginęła dwójka dzieci - chłopiec w wieku 4 lat i dziewczynka w wieku 6 lat" - brzmiała treść ogłoszenia, które we wrześniu rozwieszono na słupach i drzewach w różnych miejscach Warszawy. Na ogłoszeniach znajdowały się zdjęcia "poszukiwanych" dzieci, numer telefonu oraz apel: "ktokolwiek widział moje dzieci, proszony jest o pilny kontakt".
Zdjęcia ogłoszeń na ulicach Warszawy wysyłali do naszej redakcji czytelnicy, który prosili o weryfikację, czy faktycznie doszło do zaginięcia dzieci. We wrześniu skontaktowaliśmy się z policją, która poinformowała, że nie odnotowała zgłoszenia w sprawie zaginięcia dzieci, których wizerunki rozklejono na słupach.
Jak się okazuje, ogłoszenia rozwieszał Tomasz M., który w niedzielę wieczorem w sali zabaw na Bemowie śmiertelnie otruł siebie i swojego 4-letniego synka. Stało się to podczas widzenia mężczyzny z dzieckiem w obecności kuratora - Tomasz M. wyszedł z synem do toalety, a następnie podał mu trującą substancję i sam ją zażył.
Tomasz M. zamieszczał też zdjęcia dzieci w swoich mediach społecznościowych, gdzie również apelował o pomoc w ich odnalezieniu. Ogłoszenia miały pojawiać się też na ulicach Wrocławia, gdzie na stałe mieszkał.
Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie Prokuraturę Okręgową w Warszawie, która - jak informowaliśmy - wszczęła już śledztwo w związku z tragedią w sali zabaw.
Mirosława Chyr, zastępczyni rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie, powiedziała, że na razie jest za wcześnie, by potwierdzić, czy śledczy wiedzieli wcześniej o ogłoszeniach rozwieszanych przez Tomasza M. na terenie Warszawy.
- Z uwagi na rangę wydarzeń prokuratura w pierwszej kolejności zajmuje się ustaleniem przyczyn śmierci ojca i syna. W tej sprawie jest bardzo dużo wątków, z uwagi na jej delikatność nie możemy udzielać tak szczegółowych informacji, zwłaszcza tych, które dotyczą wydarzeń sprzed dwóch miesięcy przed tragedią - powiedziała w rozmowie z Gazeta.pl
Jak dodała, w toku śledztwa prokurator prowadzący będzie wyjaśniał "wszystkie wątki w tej sprawie". Sekcja zwłok zmarłego chłopca i jego ojca odbędzie się w najbliższym czasie - najprawdopodobniej jeszcze we wtorek 27 listopada.
W chwili tragedii Tomasz M. widział się ze swoimi dziećmi pod nadzorem kuratora po raz pierwszy - wcześniej widzenia mogły się odbywać bez świadków. O przyznanie kuratora wnioskowała matka jego 4-letniego syna i 6-letniej córki, która była w trakcie rozwodu z mężczyzną.
Kobieta była bohaterką reportażu "Uwagi" TVN, który wyemitowano na pięć dni przed tragedią. Podkreślała, że jej dzieci są w niebezpieczeństwie, bo mąż może się z nimi widywać bez nadzoru kuratora, mimo że ma postawione prokuratorskie zarzuty dotyczące uporczywego nękania jej i dzieci. Kobieta mówiła też, że jej mąż wielokrotnie porywał dzieci, prześladował ją oraz groził samobójstwem.