Tragedia, która spotkała 18-letnią dziewczynę rozegrała się w domu jej przyjaciela. Dziewczyna obchodziła swoją osiemnastkę, a jej znajomy zaproponował, że zrobi dla niej imprezę u siebie w domu.
- Mieliśmy zrobić jej niespodziankę urodzinową. Wynajęliśmy salę, ale nie chcieliśmy jej o tym mówić. Ona pożaliła się Grześkowi, że mama nie chce jej zrobić imprezy urodzinowej. Grzesiek zaproponował jej, że zrobi u siebie małe przyjęcie. Miały tam być dwie koleżanki i kolega. Jeszcze przed wyjściem mówiła mi, że Grzesiek dał znać, że koleżanek jednak nie będzie. Powiedziała, że idzie tam na chwilę. To było dla mnie naturalne, że idzie do przyjaciela, bo jest jej smutno - powiedziała mama nastolatki w rozmowie dla programu Uwaga! TVN.
Dziewczyna i Grzegorz G. przyjaźnili się od lat. Chodzili razem do podstawówki, często się odwiedzali. 18-latka znała jego rodziców, a w jego domu czuła się bezpiecznie. W dniu, w którym doszło do gwałtu, rodzice Grzegorza G. byli w domu.
Kiedy dziewczyna przyszła do domu swojego przyjaciela, spotkała tam także jego kolegę. Nastolatkowie byli spokojni i zachowywali się normalnie. Kiedy dziewczyna wyszła na balkon, żeby zapalić papierosa, na chwilę ją tam zamknęli.
- Potem jak wyszłam zapalić, to zamknęli mnie na balkonie. Wtedy słyszałam, że coś szepczą. Potem wpuścili mnie do środka. Grzesiek dał mi coś fioletowego do picia. Powiedział, że to bardzo dobre. Ufałam mu, więc to wypiłam. Później urwał mi się film - wspomina zgwałcona dziewczyna.
Prokuratura ustaliła, że to, co dziewczyna wypiła, zawierało tabletkę gwałtu. Kiedy 18-latka straciła świadomość jej przyjaciel i drugi chłopak obecny na imprezie brutalnie ją zgwałcili.
Nastolatkowie, którzy zgwałcili dziewczynę, uwiecznili całe zajście za pomocą jej telefonu. Zrobili zdjęcia, które stały się dowodem w sprawie. Dziewczyna pokazała je policji, która zatrzymała Grzegorza G. i jego kolegę Maksymiliana M. jeszcze tego samego dnia.
Prokuratura ustaliła, że kiedy doszło do gwałtu, w domu Grzegorza G. znajdowali się także jego rodzice oraz czterech mężczyzn - trzech obywateli Ukrainy oraz Polak - którzy wynajmowali w tym domu pokoje. Po tym, jak dwóch nastolatków zgwałciło dziewczynę, Grzegorz G. poprosił mężczyzn o to, aby pomogli mu wynieść nieprzytomną ofiarę z pokoju na piętrze. Mężczyźni położyli dziewczynę w samochodzie jednego z Ukraińców.
- Obudziłam się w samochodzie pod domem Grześka. Jeden Ukrainiec siedział obok mnie, reszta naprzeciwko mnie. Ten jeden się do mnie tulił, Grzesiek pokazywał im moje nagie zdjęcia. Wszyscy się głupio śmiali – wspomina zgwałcona dziewczyna.
Początkowo wszyscy czterej mężczyźni zostali objęci dozorem policyjnym oraz zakazem opuszczania kraju. Podejrzewano ich o nieudzielenie pomocy nastolatce, jednak śledztwo umorzono, ponieważ prokuratura uznała, że mężczyźni byli przekonani o tym, że dziewczyna była pijana, a pogotowia nie wezwali dlatego, że nie znali języka.
Dziewczyna wspomina także to, że duży uraz wywarł na niej sposób, w jaki została potraktowana w szpitalu. Kiedy przyjechała tam z mamą, nie udzielono jej pomocy i odesłano na policję. Kiedy zasłabła na komisariacie, odwieziono ją karetką na oddział ratunkowy. 18-letnia ofiara gwałtu wspomina, że kiedy lekarz się nią zajął, krzyczał na nią i pytał, dlaczego się nie zabezpieczyła i przeprowadził badanie w bolesny dla pacjentki sposób, z kolei pielęgniarki obrażały ją mówiąc, że jest głupia, że doprowadziła do takiej sytuacji.
- To bardzo trudna sytuacja dla każdej kobiety, która została tak skrzywdzona. Jednocześnie personel medyczny musi działać zgodnie z procedurami, zadawać pytania, które później mają pomóc z w ściganiu sprawców. Jeśli nie stanęliśmy na wysokości zadania, to bardzo przepraszam. Dołożymy starań, aby nie miało to już miejsca - mówi Anna Szewczuk-Łebska z Regionalnego Centrum Zdrowia w Lubinie.
Zgwałcona dziewczyna przeszła załamanie nerwowe i próbowała popełnić samobójstwo. Nie wróciła do szkoły i ma indywidualny tok nauczania.