100-lecie niepodległości miało być okazją do wielkiego, wspólnego marszu: polityków, rządu, prezydenta, razem z tym organizowanym co roku przez środowiska narodowe. Jak jednak pokazała rzeczywistość, marsz taki wspólny nie był. Kamery uchwyciły moment, gdy rządowa kolumna sama ruszyła, a reszta uczestników musiała czekać w sporej odległości, by ruszyć.
Jednocześnie szef MSWiA Joachim Brudziński chwalił się na Twitterze, że marsz jest w zasadzie jeden, a udział bierze w nim ponad 200 tys. osób.
Temat prezentacji marszu podchwycili prawicowi dziennikarze, Samuel Pereira z TVP czy Marzena Nykiel z serwisu wPolityce.pl.
Biedni widzowie TVN. Traktowani przez kierownictwo stacji jak kompletni debile. Najpierw do głowy wbija im się, że są dwa marsze (żeby pokazać podział), później wrzucają obrazek rac i mówią że to jeden marsz państwowy (żeby obciążyć PAD i PMM).
- pisał Pereira. Skróty PAD i PMM oznaczają "prezydent Andrzej Duda" oraz "premier Mateusz Morawiecki".
Sprawa podziału marszu okazała się na tyle poważna, że głos w sprawie zabrało MSWiA. Resort wskazał, że ta odległość między czołem, a resztą marszu, została wytworzona ze względów bezpieczeństwa. Stworzono tzw. bufor bezpieczeństwa, w której pojawiły się osoby chronione przez Służbę Ochrony Państwa.
Po godz. 16.30 zaczęto też donosić, że "jeden marsz" znów się podzielił. Jego czoło, z politykami, przeszło prosto na Rondo Waszyngtona, a "właściwy" Marsz Niepodległości (środowisk narodowych) poszedł na błonia Stadionu Narodowego - wiemy to dzięki Krzysztofowi Bosakowi z Ruchu Narodowego, który w całym zamieszaniu na szczęście zamieścił mapę z trasą marszu.