MiG-29 znów lata. MON musi jednak podjąć decyzję o nowych maszynach, bo mogą być następne katastrofy

Po czterech miesiącach wojsko wznowiło loty myśliwców MiG-29. Pierwsze odbyły się w poniedziałek w bazie Mińsk Mazowiecki. Wojsko twierdzi, że wyciągnięto już wnioski z lipcowej katastrofy i można znów bezpiecznie latać. Zdaniem generała Jana Rajchela, pomimo tego MON musi niedługo podjąć trudną decyzję, bo jeśli nie zmieni tego jak dzisiaj wykorzystuje się MiGi-29, może dojść do kolejnych katastrof.

W rozmowie z Gazeta.pl odbycie pierwszych lotów potwierdził komandor porucznik Czesław Cichy, rzecznik Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Na razie miały one miejsce tylko w bazie Mińsk Mazowiecki, gdzie stacjonuje połowa polskich myśliwców MiG-29. Pozostałe są w bazie pod Malborkiem. - Tam pierwsze loty odbędą się w najbliższych dniach. Zależy od pogody - mówi kmdr por. Cichy.

Powrót w powietrze 

Po czteromiesięcznej przerwie w lotach piloci muszą odświeżyć swoje uprawnienia do zasiadania za sterami. Wobec tego na razie latają tylko maszyny dwumiejscowe, w których najbardziej doświadczeni piloci-instruktorzy ćwiczą z mniej doświadczonymi lotnikami.

Chodzi o to, że pilot myśliwca musi wykonywać wiele czynności automatycznie i podświadomie. Inaczej nie nadąży za toczącymi się czasem niemal błyskawicznie wydarzeniami w powietrzu. Oznacza to konieczność ciągłego ćwiczenia, aby nie stracić tej umiejętności szybkiego i sprawnego działania. Przepisy konkretnie określają, ile godzin pilot musi spędzić w powietrzu w danym okresie czasu, aby być uznawanym za gotowego do latania. Dodatkowo, aby móc latać przy kiepskiej pogodzie czy w nocy, musi mieć jeszcze więcej godzin praktyki.

Po czteromiesięcznej przerwie piloci muszą więc ponownie potrenować i wylatać odpowiednią liczbę godzin, aby być gotowymi do normalnej służby.

Nowe myśliwce do zastąpienia MiG-29 mają zostać zakupione po 2022 roku, brakuje jednak konkretnych planówNowe myśliwce do zastąpienia MiG-29 mają zostać zakupione po 2022 roku, brakuje jednak konkretnych planów Filip Modrzejewski/Foto Poork

Śledztwo nadal trwa 

Przerwa w lotach była efektem tragicznego wypadku na początku lipca, kiedy pod Pasłękiem rozbił się MiG-29 i zginął jego pilot. Wojskowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego prowadzi jeszcze w tej sprawie śledztwo. Nie poinformowano oficjalnie dlaczego maszyna spadła i dlaczego zginął pilot, choć użył fotela katapultowego. Jak mówi kmdr por. Cichy, na razie komisja wydała zalecenia, które wprowadzono w życie, dzięki czemu myśliwce uznano za nadające się do bezpiecznych lotów.

Jednym z przedmiotów dochodzenia musiał być fotel katapultowy K-36DM, ponieważ niedługo po katastrofie MiG-29, zawieszono też loty maszyn Su-22. Oba typy mają wspólny tylko ten fotel. Su-22 wróciły do lotów po niemal trzech miesiącach przerwy, pod koniec września.

Przez kilka miesięcy uziemienia obu typów maszyn, polskie lotnictwo gwałtownie się skurczyło o połowię, do 48 maszyn F-16. Teraz wróciło do swojego standardowego stanu około stu samolotów bojowych. Nie zmieniło się jednak to, że MiG-29 oraz Su-22 są przestarzałe i mają bardzo ograniczone możliwości bojowe. Dodatkowo są problemy z ich serwisowaniem, ponieważ Polska zerwała współpracę z Rosją i ma trudności w choćby znajdowaniu części zamiennych. Siły Powietrzne znalazły się w trudnej sytuacji.

MiG-29MiG-29 Filip Modrzejewski/foto.poork.pl

Albo zrezygnować z radzieckich maszyn, albo współpracować z Rosją

- Z aktualnie użytkowanych około 100 samolotów bojowych, tylko połowa to nowoczesne F-16, a pozostałe to przestarzałe Su-22 oraz MiG-29, które co prawda zostały w niewielkim stopniu zmodernizowane, ale nieuchronnie za kilka lat będą musiały zostać wycofane z uzbrojenia - komentuje w rozmowie z Gazeta.pl gen. bryg. rez. pil. dr hab. Jan Rajchel, ekspert fundacji Stratpoints. Podczas swojej służby  między innymi latał na MiG-29 i dowodził bazą w Mińsku Mazowieckim. Przez wiele lat był rektorem szkoły w Dęblinie, która kształci polskich lotników wojskowych.

Jego zdaniem, procedura zakupu następców starych radzieckich maszyn powinna się zacząć "natychmiast", bo i tak jesteśmy "spóźnieni o kilka dobrych lat". Formalnie trwa program Harpia, mający na celu zakup nowych maszyn wielozadaniowych, jednak jego finał to może połowa przyszłej dekady i nie ma w tej sprawie jeszcze konkretów.

- Sto samolotów bojowych, choćby najlepszych, to na potrzeby naszego państwa ilość wysoce niewystarczająca. Wydaje się, że minimalnie akceptowalny poziom to około 200 nowoczesnych samolotów bojowych, które powinny być na uzbrojeniu naszych Sił Powietrznych - stwierdza generał Rajchel.

Zdaniem byłego wojskowego, w obecnej sytuacji trzeba podjąć decyzję co dalej z przestarzałymi MiG-29 i Su-22. - Albo koniec eksploatacji radzieckiej techniki z poważnymi konsekwencjami utraty zdolności bojowych, szkoleniowych, utratą wyszkolonego personelu praktycznie wszystkich specjalności i wielu innych, albo nawiązanie współpracy z producentem (Rosją - red.) w celu utrzymania bezpiecznej eksploatacji tego sprzętu do końca jego resursu (okresu zdatności do latania - red.) - mówi generał Rajchel. Zaznacza przy tym, że ewentualne wycofanie ze służby musi nastąpić stopniowo, a nie z dnia na dzień.

- Dalsze działania, polegające na stosowaniu półśrodków, czyli pozyskiwania części zamiennych o nieznanych właściwościach, praktycznie z całego świata, wykonywanie wątpliwej jakości remontów podzespołów, brak nadzoru technicznego a tym samym odpowiedzialności ze strony producenta, będzie wcześniej czy później prowadzić do katastrof - podsumowuje generał Rajchel.

Więcej o: