Gościem Piotra Maślaka w porannej rozmowie w Gazeta.pl był Krzysztof Brejza, poseł PO i członek komisji ds. Amber Gold. Na wczorajszym posiedzeniu komisji doszło do spięć między posłem a przewodniczącą Małgorzatą Wassermann.
Brejza określił zachowanie Wassermann jako "żenujące". - Czasem trzeba użyć takich przymiotników - powiedział poseł i skrytykował sposób prowadzenia komisji. - Po dwóch latach upokarzania ministrów rządu Donalda Tuska i jego samego wreszcie była możliwość zaprezentowania osób, które były odpowiedzialne za zaniedbania - powiedział.
Podobnie jak Tusk, Brejza zarzucał jednemu z prokuratorów nieprzekazanie dalej notatki ws. Amber Gold. Poseł zarzucał, że śledczy zawiódł i mówił, że gdyby przekazał dalej pismo, to wielu mogłoby zachować swoje pieniądze. Brejza wspomniał, że ten prokurator "został awansowany przez Zbigniewa Ziobrę".
- To nie Donald Tusk zawinił w sprawie Amber Gold, ale w 90 proc. prokuratorzy, w tym niektórzy, którzy mają się dobrze w dzisiejszych czasach - stwierdził.
Poseł odpierał zarzuty Małgorzaty Wassermann, która wczoraj powiedziała, że mówi "w 95 proc. kłamstwa i w 5 proc. prawdę".
- Moi prawnicy analizą możliwość pozwania pani przewodniczącej za zarzut, że przedstawiałem kłamstwa. Każda z osób, o których mówiłem, widnieje w aktach, była przesłuchiwana i w mojej ocenie występuje w sprawie Amber Gold w takiej roli, która opóźniła rozpoznawanie tej sprawy
- powiedział Brejza.
Poseł nie zgodził się, że komisje śledcze nie mają specjalnego sensu. - Jeśli komisje śledcze prowadzone są na rympał i z polityczną tezą, to nie mają sensu. A jeśli mają rzeczywiście wyjaśnić aferę, to mają sens - stwierdził.