Marsz Równości w Lublinie mógł się w ogóle nie odbyć. We wtorek prezydent miasta Krzysztof Żuk zakazał manifestacji. Organizatorzy złożyli zażalenie na tę decyzję do Sądu Okręgowego - ten podtrzymał decyzję Żuka. Sprawa trafiła do Sądu Apelacyjnego, który ostatecznie uznał, że prezydent nie miał podstaw, by zakazywać marszu.
Pochód wystartował o godzinie 13 z placu Zamkowego, momentami miał bardzo niespokojny przebieg. Maszerujący napotkali licznych przeciwników - głównie ze środowisk radykalnej prawicy oraz pseudokibiców. Kontrmanifestanci byli bardzo agresywni - wyzywali uczestników marszu, rzucali w nich kamieniami, petardami, w ruch poszły nawet krzesła z pobliskich ogródków piwnych i kosze na śmieci. W pewnym momencie doszło do bijatyki. Policja robiła co mogła, by zabezpieczyć marsz, w pewnym momencie mundurowi użyli armatki wodnej i gazu. Kilka razy marsz stał w miejscu z powodu blokady radykałów.
W trakcie zmieniono trasę pochodu, ostatecznie jednak maszerujący dotarli na Plac Teatralny, gdzie zakończono marsz. Po godzinie 15 policja poinformowała na Twitterze, że w marszu nikt nie ucierpiał. Są za to zatrzymani.
Jak informuje lubelska komenda, przemarsz został udokumentowany. Nagrania z policyjnych kamer i miejskiego monitoringu mają pomóc w ustaleniu tożsamości napastników.
Jak poinformował Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji, policjanci do wieczora będą patrolowali ulice Lublina. - Dla nas to będzie wytężony dzień pracy. Po zakończeniu zgromadzeń spodziewamy się ruchów na terenie miasta. Będziemy musieli zapewniać bezpieczeństwo pewnie do godzin wieczornych - mówił na antenie TVN24.