Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła raport na temat szkolnictwa wyższego w Polsce. NIK przyglądała się sytuacji w uczelniach w latach 2015-2017. Obraz, jaki wyłania się z raportu, nie jest budujący.
Jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", który przyjrzał się raportowi, NIK ustaliła, że w Polsce nie działa system oceny jakości kształcenia. "W wielu szkołach wyższych coraz słabsi wykładowcy uczą coraz słabszych maturzystów" - czytamy. To także efekt tego, że z powodu braku chętnych uczelnie przyjmują słabych kandydatów.
W efekcie polskie uczelnie nie mają co liczyć na wysokie miejsca w międzynarodowych rankingach. W prestiżowym rankingu szanghajskim w 2018 r. UW znalazł się dopiero w czwartej setce, a UJ - w piątej. To jedyne polskie szkoły wyższe, które znalazły się w zestawieniu.
NIK diagnozuje też, że "pieniądze inwestowane w kształcenie studentów na publicznych uczelniach to często środki wyrzucone w błoto". W kraju nie ma też jednolitego systemu oceny jakości kierunków.
W Polsce działają trzy instytucje monitorujące jakość kształcenia: Polska Komisja Akredytacyjna, Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów oraz Rada Główna Szkolnictwa Wyższego. Pracują osobno, a - zdaniem NIK - prawdziwe korzyści system szkolnictwa wyższego odniósłby, gdyby działały synergicznie.
Najwyższa Izba Kontroli zwraca też uwagę, że żadna ze skontrolowanych uczelni "nie miała ustalonego progu minimalnej liczby punktów z matury, od której przyjmowano by absolwentów" - dodaje "DGP".
Inny problem to brak ustalonych ścieżek rozwoju dla kadry. "Dlatego pracownicy dydaktyczni rekrutują się najczęściej spośród pracowników naukowo-dydaktycznych, którzy nie uzyskali kolejnego stopnia naukowego" - stwierdza raport.