Taśma bagażowa, a na niej wózek inwalidzki. Taki widok w nocy z poniedziałku na wtorek zaskoczył podróżnych, którzy odbierali bagaże na lotnisku w Pyrzowicach. Nagranie incydentu trafiło na fanpage nakolkach.com.
Wózek należał do niepełnosprawnego chłopca, który wraz z rodzicami wrócił z wakacji w Turcji. Według wzburzonych tą sytuacją rodziców powinien czekać na nich asystent ze sprzętem do transportu niepełnosprawnej osoby. Tym razem jednak tak nie było i rodzice sami, ze swoim synem na rękach, musieli przejść do kontroli paszportów. "Przecież 16 kg na rękach trzymać przez godzinę to żaden problem" - ironizuje w jednym z komentarzy matka dziecka. Sam wózek pojawił się później na taśmie między bagażami. Rodzice mieli obawy, że został przez to uszkodzony.
Piotra Adamczyk z działu komunikacji i promocji Airport Katowice w rozmowie z portalem slask.eska.pl stwierdził, że za sytuację odpowiada nie lotnisko, tylko zewnętrzna firma. W tym przypadku jest to LS Airport Services. Przedsiębiorstwo w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych stwierdza, że wózek na taśmie bagażowej "to nic niespotykanego". "Bagaże (w tym również wózki inwalidzkie czy wózki dziecięce), które mają mniejsze gabaryty i mieszczą się w urządzeniach prześwietlających bagaże - właśnie tą drogą podążają z sortowni do rąk właścicieli" - stwierdza firma. Wyjątkiem są wózki o większych rozmiarach oraz sytuacje, w których opiekunowie osób niepełnosprawnych sami poproszą o podstawienie wózka bezpośrednio pod samolotem.
"Wyjątkiem są również sytuacje, w których obsługa naziemna jest uprzedzona o tym, że na lotnisku z którego wylatywał samolot pasażer niepełnosprawny korzystał z pomocy asysty" - czytamy dalej w oświadczeniu. Zdaniem LS Airport Services rodzice chłopca w Turcji nie korzystali z takiej usługi. Rodzice zapewniają jednak, że dopełnili wszystkich formalności, a asysta zgłoszona została właśnie w Turcji. "Wózek miał się pojawić na płycie z osobą do pomocy (...). Przy każdym locie tak robimy i nigdy nie było problemu. Wózek się pojawiał i osoba z obsługi też" - zapewniają rodzice. Mimo wszystko firma poleciła jednemu z pracowników, by czekał na rodziców z firmowym wózkiem inwalidzkim.
Tu jednak pojawił się inny problem, bo, jak twierdzi przedsiębiorstwo, asystent nie rozpoznał w chłopcu "osoby potrzebującej pomocy", z kolei rodzice mieli nie zgłosić, że jest ona potrzebna. "Z relacji pracownika wiemy, że czekał, aż wszyscy opuszczą samolot i w momencie, kiedy widział, że nikt nie został i nie zgłaszał potrzeby pomocy odwołał windę stojącą w pogotowiu, a sam z naszym wózkiem (wykorzystywanym do udzielania pomocy osobom, które jej potrzebują) wrócił do terminala" - czytamy.
Firma zapewnia też, że pracownik bardzo delikatnie obchodził się z wózkiem chłopca i sprzęt ostatecznie wrócił do rodziny w nienaruszonym stanie.
Rodzice nie zgadzają się z tłumaczeniem firmy. "Od teraz na prawdę będę zgłaszać się o wszystko do obsługi, żeby nikt tym razem nie stwierdził, że tego nie robiłam. Tylko proszę nie mieć pretensji, że niepełnosprawni czy ich rodzice są roszczeniowi i cały czas coś chcą od obsługi i pilnują, bo ja też będę im wytykać każdy przepis, bo widocznie bycie człowiekiem to za mało i czasem robienie czegoś aby było fajnie, sprawnie, miło jest bezsensu" - stwierdzają we wpisie na Facebooku.