Cała działalność Krzysztofa Ż. wyszła na jaw, gdy w lipcu tego roku do szpitala trafiła kobieta, która nie leczyła się u onkologa. Jej stan był poważny, a to dlatego, że guz nowotworowy wielkości pięści rozerwał jej pierś.
Okazało się wtedy, że kobieta korzystała z usług irydologa, czyli znachora, który "leczył" ją za pomocą diety. Z jej relacji wynikało, że znachor Krzysztof Ż., gdy zobaczył, w jakim jest stanie, zaproponował jej, by "zaczekała do rana, aż rana zaschnie".
Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Szczecinie, która ustaliła, że znachor Krzysztof Ż. "leczył" ludzi od maja 2015 roku do 1 grudnia 2017 roku. Reklamował się jako osoba świadcząca usługi z zakresu irydologii i dietetyki.
TVN24 informuje, że śledczy skierowali 27 września do sądu akt oskarżenia wobec Krzysztofa K. Prokuratura zarzuca mu, że bez uprawnień i w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, udzielał świadczeń zdrowotnych.
Znachor miał stawiać diagnozy w oparciu np. o... wygląd tęczówki oka pacjentów. Później, tak rozpoznawane choroby, starał się leczyć swoimi sposobami, narażając pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.
Mężczyzna nie przyznaje się do winy. Grożą mu trzy lata więzienia.
Irydologia zakłada, że poszczególne fragmenty tęczówki odpowiadają za konkretne organy. I tak zmiana pigmentu w jednym z 60 sektorów, na którym tęczówkę dzielą znachorzy miałaby oznaczać chorobę serca, nerek i innych.
Badania kliniczne nie potwierdzają jednak skuteczności irydologii. Co więcej, "metoda" jest potencjalnie niebezpieczna ze względu na fałszywe diagnozy i leczenie nieistniejących chorób lub nieleczenie istniejących.