Artur K. jest podejrzany o zamordowanie 8 września Moniki K. i jej 3-letniego syna. W zakładzie karnym odsiadywał karę 15-lat pozbawienia wolności za zabójstwo swojej poprzedniej partnerki. Siostra pierwszej ofiary Artura K. pojawiła się na pogrzebie Moniki K. i jej synka. Rozmawiali z nią dziennikarze "Faktu".
W rozmowie z dziennikiem kobieta przyznaje, że o tragedii dowiedziała się z mediów.
- Wiem, co musieli przeżywać. Ja przeżyłam taką samą tragedię. Pomyślałam, że muszę ich jakoś wesprzeć - powiedziała. Jak dodała, jej siostra poznała Artura K., gdy miała 19-lat. - Spotykali się przez dwa miesiące, gdy odkryła jego bandycką przeszłość. Miał na koncie pobicia i rozboje. Siostra chciała z nim zerwać, ale on nie chciał jej odpuścić. Doprowadził do tego, że zaczęła się go bać - opowiada siostra pierwszej ofiary Artura K.
Jak dodaje, rozmawiała ze swoją siostrą dzień przed jej śmiercią. Wtedy miała od niej usłyszeć "Muszę kończyć, bo on stoi pod drzwiami". Wkrótce później Artur K. zamordował swoją partnerkę. Do zabójstwa miało dojść w podobny sposób.
-Ten bydlak najpierw ją poddusił, a potem utopił. Zrobił to z czystą premedytacją - opowiada tabloidowi.
Siostra pierwszej ofiary ma pretensje do rodziny Artura K., która ukrywała jego kryminalną przeszłość. Deklaruje, że będzie wspierać podczas procesu rodzinę zamordowanych Moniki K. i jej syna. Dodaje, że nie była zadowolona z przebiegu procesu w sprawie śmierci jej siostry.
- Podczas procesu obrona zwalała wszystko na moją siostrę. Nie chcę, żeby to samo spotkało rodzinę Moniki - mówi "Faktowi".
I dodaje, że chciałaby, by tym razem Artura K. skazano na karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Wcześniej do matki zamordowanej Moniki K. dotarł "Super Express". Kobieta opowiedziała, że ani ona, ani jej córka nie wiedziały o przeszłości Artura K. Mężczyzna miał powiedzieć partnerce, że odsiaduje wyrok za rozboje. Jak dodaje, jej córka nigdy nie związałaby się z mordercą.
Opowiadała, że zanim doszło do tragedii spotkała się z rodzicami Artura K. Para planowała ślub na 22 września. Gdy pojechała poznać przyszłych swatów, żadne z rodziców mężczyzny nie wspomniało o tym, że ich syn może być niebezpieczny. - Mało tego zapewniali, że włos z głowy mojej Monice nie spadnie - mówi kobieta.
Dodaje, że nawet nie przeszło jej przez myśl, że Artur K. może być zdolny do takiego okrucieństwa. Opowiada, że całował ją po rękach, zapewniał, że dobrze zajmie się jej córką.
W sobotę 8 września podejrzany o zabójstwo Artur K. wyszedł na przepustkę. Pojechał prosto do znajdującego się w centrum Warszawy mieszkania swojej partnerki Moniki K. Tam miał dokonać brutalnego morderstwa. Choć na razie prokuratura nie mówi o przyczynach i dokładnym przebiegu tragedii, z nieoficjalnych informacji wynika, że mężczyzna gołymi rękoma udusił 35-latkę i jej 3-letniego synka. W nocy z soboty na niedzielę Artur K. sam zgłosił się na policję. Usłyszał zarzut podwójnego zabójstwa w warunkach recydywy, a sąd tymczasowo go aresztował.
Po zbrodni wyszło na jaw, że podejrzany 40-latek był już wcześniej skazany za morderstwo swojej partnerki. W 2004 roku usłyszał wyrok 15 lat więzienia. Przez ostatnie dwa lata aż 90 razy był na przepustce. Na początku były to przepustki pod konwojem, później z zakładu odbierała go rodzina. Od jakiegoś czasu mógł opuszczać zakład bez nadzoru i wracać do niego samodzielnie.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ