"Pomorza nom ani kusi purtk zabrać ni może". Gajos o nieznanej historii "króla Kaszubów"

Antoni Abraham - "Król Kaszubów", który miał w samym Wersalu domagać się, by Pomorze zostało przyłączone do Polski oraz miasto-marzenie, czyli Gdynia. Te dwie historie łączą się ze sobą, znajdziemy je też w filmie "Kamerdyner", który trafi do kin 21 września. O obu opowiada zaś barwnie Janusz Gajos.

W 100. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości nie sposób nie wspomnieć o kultowej dla okresu międzywojnia Gdyni. Do początku lat 20. niewielkiej miejscowości, która stała się oczkiem w głowie decydentów II RP, perełce, mającej stanowić alternatywę dla Gdańska - wówczas wolnego miasta, poza polską jurysdykcją.

Historia Gdyni przewija się także w filmie "Kamerdyner", a o niezwykłych kulisach powstania i dalszego rozwoju miasta opowiada w filmach edukacyjnych Janusz Gajos, wcielający się w rolę Bazylego Miotke. Postać grana przez Gajosa powstawała na podstawie życiorysu "króla Kaszubów", Antoniego Abrahama, który także przyczynił się do rozwoju Gdyni.

Gdynia - miasto marzeń w filmie 'Kamerdyner'

Gdynia - spełniony sen

 "Zaślubiny Polski z morzem" w roku 1920, uwiecznione np. na obrazie Wojciecha Kossaka, a dokonane przez gen. Józefa Hallera, które w symboliczny sposób przywracały fragmenty Pomorza do porozbiorowej Polski, przyczyniły się do rozwoju Gdyni. Kawałek wybrzeża dla tak dużego kraju oznaczał jedno: gdzieś musiał powstać port. Padło na Gdynię, wtedy jeszcze zaledwie letni kurort.

Zdecydowała lokalizacja - Gdynia była położona blisko Gdańska, miała też miejsce, w którym bez większych problemów mógł powstać port. Efekt narodowej inwestycji, jak na tamte czasy, można uznać za piorunujący.

W 1921 roku Gdynię zamieszkiwało zaledwie 1,2 tys. mieszkańców. Po 1922 roku, gdy narodowy zryw pchnął Sejm do uchwalenia ustawy o budowie portu, Gdynia cały czas rosła: w pięć lat mieszkańców było około 12 tysięcy, a przed wybuchem II wojny światowej już ponad 120 tysięcy.

Gdynia - udany "narodowy start-up"

Chcąc opisać fenomen Gdyni w międzywojniu, można posłużyć się już określeniami znanymi bardziej współcześnie: zaplanowane wcześniej miasto było czymś na kształt "narodowego start-upu", który otrzymywał nawet wsparcie od literatów (Stefan Żeromski przebywał na początku lat 20. w Gdyni, skończyło się to nawet książką "Wiatr od morza") i Polaków.

Zjeżdżali tam ludzie z całego kraju, ponieważ poza rybołówstwem pojawił się tam przemysł, ale nie tylko. Międzywojenny, dochodowy biznes, założyli bracia Wilke, którzy z łowienia ryb przerzucili się na turystykę. Robert i Franciszek przeszli drogę od jednego kutra do małej floty motorówek pasażerskich, organizowali wycieczki dla letników.

Na stronach Gdyni, jako zasłużone dla miasta w jego początkach, wymieniane są takie postacie jak inżynier Tadeusz Wenda (to on wybrał Gdynię jako miejsce inwestycji), Eugeniusz Kwiatkowski (minister przemysłu i handlu, który kierował środki w nowoczesny port), czy wiceadmirał Kazimierz Porębski (to on skierował Wendę do prac na Pomorzu).

Antoni Abraham, ilustracja z książki Władysława Pniewskiego 'Antoni Abraham (1869-1923). Wielki patrjota z ludu kaszubskiego'Antoni Abraham, ilustracja z książki Władysława Pniewskiego 'Antoni Abraham (1869-1923). Wielki patrjota z ludu kaszubskiego' domena publiczna / Wikimedia Commons

Antoni Abraham, czyli "król Kaszubów"

Pośrednio dla Gdyni ogromne zasługi miał też Antoni Abraham, który doczekał się miana "króla Kaszubów", a teraz - część jego dokonań może poznać cała Polska.

Jednak jego zasługi nie ograniczają się jedynie do samego miasta. Przede wszystkim urodzony w 1869 roku w Zdradzie w zaborze pruskim Abraham był patriotą i wielkim zwolennikiem powrotu Pomorza do Polski, co wiele razy wyrażał, np. podczas wędrówek po Kaszubach, gdzie w zasadzie tylko szukał okazji, by agitować za polskością.

Już jako dojrzały mężczyzna, poza paraniem się pisaniem (publikował w "Gazecie Gdańskiej"), angażował lokalne społeczności, tworząc Towarzystwa Ludowe. Tę działalność przerywa wybuch I wojny światowej, a Abraham - wówczas 45-letni - idzie na front, gdzie służy jako artylerzysta.

Antoni Abraham - "król Kaszub", którego losy posłużyły filmowi "Kamerdyner"

"Pomorza nom ani kusi purtk zabrać ni może"

Po wojnie, w której Antoni Abraham stracił dwóch synów, był już o krok od marzenia: powrotu Pomorza do Polski. Droga do tego była jednak skomplikowana, a losy tysięcy Kaszubów znalazły się w rękach decydentów w Wersalu.

Wtedy do akcji wkroczył Abraham. Jak opowiada Janusz Gajos, wcielający się w rolę wspomnianego Bazylego Miotke, pojawił się pomysł, by wysłać delegację z Kaszub, która poświadczyłaby o polskości części Pomorza, co do której prawa rościli sobie także Niemcy. W Wersalu pojawił się "król Kaszub" i jak głosi legenda, miał w pewnym momencie, ze zniecierpliwienia, uderzyć pięścią w stół i powiedzieć:

Pomorza nom ani kusi purtk zabrać ni może (czyli: Pomorza żaden kusy diabeł zabrać nam nie może).

Po "odzyskaniu" Pomorza, już w 1920 roku, 51-letni Antoni Abraham przenosi się do kluczowego miejsca odzyskanej ziemi: Gdyni.

Abraham w Gdyni - agitator budowy portu

Tam, jak wspomina dr Władysław Pniewski w krótkiej biografii o "Wielkim patriocie z ludu kaszubskiego", zatrudnił się jako pomocnik i kierownik wędzarni ryb w Pucku, ale nie zapomina o działalności społecznej:

Zachęca więc młodych i starych, ażeby się uczyli języka polskiego, historii i literatury polskiej. Sam uczęszcza na kursy dokształcające, prowadzone w Gdyni przez nauczyciela Kamrowskiego. (...). Kiedy sprawa budowy portu gdyńskiego nie była jeszcze zadecydowana, prowadzi żywą agitację wśród ludności gdyńskiej i okolicznej za projektem. Potem rozpiera go radość z powodu budowy portu polskiego w Gdyni.

W zasadzie ten "okres gdyński" to finisz życia Abrahama, bo po zaledwie dwóch latach "król Kaszubów" umiera.

Więcej o: