Wszystko zaczęło się od upublicznienia nagrań z czwartkowych protestów przed Pałacem Prezydenckim. Po głównej części demonstracji, gdy na Krakowskim Przedmieściu wciąż było dużo ludzi, doszło do użycia gazu przez policję. Na jednym z filmików uwieczniono agresywnego demonstranta, który wykrzykiwał "ZOMO" i wielokrotnie zbyt blisko doskakiwał do policjantów (raz nawet popchnął jednego z funkcjonariuszy).
Protestującego uwieczniły kamery, a materiał z protestów wyemitowała TVP Info. Wtedy też na Twitterze pojawił się wpis, który zapoczątkował nagonkę na ukraińskiego studenta Wiaczesława Skidana. Skidan w przeszłości w programie "Jaka to melodia" zasłynął swoim energicznym tańcem.
Chodziło o jego podobieństwo do wspomnianego agresywnego demonstranta. "Wygląda na to, że został podstawiony przez TVP" - napisał jeden z użytkowników Twittera, a podał to dalej m.in. rzecznik PO, poseł Jan Grabiec. Parlamentarzysta Platformy Obywatelskiej skomentował, że "nietypowo zachowujący się demonstrant szukany przez policję odnalazł się: to aktor, pracujący dla TVP".
Przez te materiały kolportowane w internecie na Wiaczesława wylała się fala obraźliwych komentarzy, a informacja dalej żyła swoim życiem, choć nikt oficjalnie nie potwierdził, że mężczyzna z nagrania to on.
Adwokat Jarosław Kaczyński, reprezentujący zatrzymanych na protestach, napisał na profilu Obywateli RP (organizatorów i współorganizatorów wielu z ostatnich demonstracji), że agresywny mężczyzna z nagrań "jest prawdziwym protestującym" i nie był prowokatorem.
Podczas akcji z gazem jeden z protestujących był dość agresywny. Podejrzewano go o bycie prowokatorem. Dziś poznałem jego personalia i wiem, że jest jednym z prawdziwych protestujących. Policja zaczyna go szukać. Prosiłbym o przekazywanie dalej tej informacji - to nie prowokator
- próbował studzić emocje na Facebooku.
Do sprawy odniosła się też TVP, która zdementowała, jakoby osoba biorąca udział we wspomnianych protestach była tam "na zlecenie" Telewizji Publicznej. "W związku z nieprawdziwymi sugestiami jakoby osoby lub osoba biorąca udział w protestach z dnia 26 lipca w Warszawie, znajdowała się tam na „zlecenie TVP”, Telewizja Polska stanowczo dementuje te informacje" - napisano w Centrum Informacji TVP.
Informujemy również, że osoba, której podobieństwo do agresywnego protestanta jest wskazywane, nigdy nie była pracownikiem TVP. Osoba ta była zatrudniona przez firmę zewnętrzną przy produkcji programu "Jaka to melodia". Dotychczas tożsamość protestanta nie została ujawniona, a podobieństwo może być czysto przypadkowe
- czytamy w oświadczeniu TVP (zapis oryginalny).