13-letni Paweł był krok od śmierci. Bo ratownicy medyczni uznali, że "udawał nieprzytomnego"

13-letni Paweł podczas szkolnej wycieczki poczuł się źle. Wychowawczyni, a później dwukrotnie załoga karetki pogotowia zignorowali stan nastolatka. Matkę nazwano "panikarą", a lekarz do karty pacjenta wpisał, że Paweł "udaje nieprzytomnego". Chłopiec w ciężkim stanie trafił do szpitala.

Do historii chłopca z Rybnika (woj. śląskie) dotarli dziennikarze programu „Uwaga!” TVN. Paweł razem z klasą pojechał na wycieczkę do kina. Pod koniec filmu chłopiec źle się poczuł. Koledzy wiedzieli, że 13-latek jest chory i ma w głowie specjalną zastawkę.

13-letni Paweł w ciężkim stanie trafił do szpitala

Gdy Paweł był dzieckiem, miał operację. Wstawiono mu zastawkę, która odprowadzała płyn mózgowo-rdzeniowy. Chłopiec regularnie jeździł na kontrole, bo lekarze mówili, że przez to, że rośnie, dren będzie się naprężał i kiedyś wyskoczy. Rodzice wiedzieli, że wtedy u syna wystąpią wymioty i bóle głowy i będzie trzeba wezwać karetkę. Ojciec Pawła w rozmowie z dziennikarką „Uwagi” zapewnił, że wychowawczyni wiedziała o tej sytuacji. - Wiedziała o tym, na pewno - podkreśla ojciec Pawła.

Wszystko zaczęło się dziać po godzinie 11.

- Po wyjściu z autobusu, niedaleko Pawła domu, złapał mnie za ramię i zapytał, dlaczego tak bardzo boli go głowa i dlaczego ma odruchy wymiotne - relacjonował kolega z klasy, Bartek. Dodał, że Paweł zaczął płakać - To nie był zwykły płacz, jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałem - powiedział. Nagle chłopiec zaczął wymiotować krwią. Bartek zaczął nieść półprzytomnego kolegę na ramieniu. Krzyczał o pomoc do przechodniów. Usłyszał tylko, że "pewnie się naćpali".

Bartek w końcu zadzwonił do innego chłopca, Kacpra, który był w autobusie. Nastolatek przekazał wychowawczyni, że z Pawłem jest źle.
 - Pani wychowawczyni powiedziała, żebym tam poszedł - powiedział Kacper. Dodał, że nauczycielka nie wezwała pogotowia.

Pogotowie: "Symulował, udawał nieprzytomnego"

Karetkę wezwała mama chłopca, pani Lucyna, która zanim przyjechało pogotowie, sama dotarła na miejsce. Powiedziała ratownikom, że syn ma w głowie zastawkę.
- Ratownik powiedział jej, że jest zwykłą panikarą - relacjonował Kacper, który był świadkiem tej rozmowy. Dodał, że ratownicy posiedzieli z Pawłem 10 minut, a następnie go wypuścili i odjechali.

Pani Lucyna wzięła chłopca do domu. Po dwóch godzinach chłopiec zemdlał. Gdy pogotowie przyjechało po raz drugi, około godziny 14, matka Pawła znowu powiedziała o zastawce. Ponownie ją zignorowano. Był to ten sam lekarz, który odprawił ją z kwitkiem poprzednim razem. Tym razem wzięli chłopca do szpitala, ale nie jechali na sygnale.

Okazało się, że zastawka się zerwała, a płyn mózgowo-rdzeniowy wypełnił czaszkę chłopca. Paweł był w bardzo ciężkim stanie, został przetransportowany helikopterem do Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach.

Lekarz z CZD w Katowicach powiedział, że Paweł został przyjęty do szpitala w stanie ciężkim, a jego stan kliniczny jest bardzo poważny.

Dyrektor pogotowia: to doświadczony lekarz

Pani Lucyna w rozmowie z „Uwagą!” potwierdziła, że przekazała pogotowiu ratunkowemu informację o tym, że jej syn ma zastawkę w głowie. Dodała, że ratownicy dali chłopcu tylko zastrzyk z lekami przeciwwymiotnymi. Powiedzieli, że gdyby coś się działo, ma zgłosić się do pediatry lub do szpitala. Kobieta potwierdziła także, że została nazwana „panikarą” i „histeryczką”. - Powiedzieli, że gdyby przyjeżdżali do każdej jelitówki, to nie mogliby ratować ludzi - powiedziała z płaczem. Dodała, że ratownicy powiedzieli Pawłowi, żeby „nie symulował i nie straszył mamy”. Ojciec chłopca powiedział z kolei, że w dokumentach napisano „dziecko symuluje, udaje nieprzytomnego”. Dokument pokazano też na antenie.

Dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach bronił lekarza karetki . - To doświadczony lekarz anestezjolog i potrafi odróżnić, czy ktoś zemdlał, czy symuluje. Nie będę tego oceniał - powiedział Artur Borowicz.

Ojciec Pawła złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez lekarza z karetki pogotowia.

Wychowawczyni chłopca nie chciała rozmawiać z dziennikarzami "Uwagi!". Kobieta została upomniana przez dyrektorkę szkoły.

 

Potrzebujesz wezwać pomoc? Czy wiesz, jak prawidłowo korzystać z numerów alarmowych?

Jeśli jesteś bardziej wymagającym czytelnikiem, to musisz wypróbować nasz nowy newsletter >>>

Więcej o: