Dzieci pojechały na kolonie, wróciły zawszawione. "Wnuk był wyzywany od debili przez opiekunów"

Dzieci z Łęcznej pojechały na kolonie do Krościenka nad Dunajcem zorganizowane przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Podczas wyjazdu, wedle relacji rodziców, miało dochodzić do skandalicznych rzeczy. Organizatorzy zaprzeczają.

Na kolonie do Krościenka nad Dunajcem MOPS z Łęcznej na Lubelszczyźnie wysłał 45 dzieci w wieku od 8 do 14 lat. Wyjazd opłacono z Gminnego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Przetarg na organizację wakacji dla dzieci wygrała firma Poltur z Zielonej Góry.

Podczas kolonii dzieci z Łęcznej miało dochodzić do nieprawidłowości

Jak informuje portal tubalecznej.pl, wycieczka rozpoczęła się 25 czerwca, gdy po dzieci przyjechał niesprawny i brudny autokar. Z pojazdu wyciekał olej, miał zużyte ogumienie i nie miał pełnego oświetlenia. Wedle relacji dziennikarzy portalu, z koszów wysypywały się śmieci, w tym puszki po piwie. Z tego powodu dzieci wyjechały z 2,5-godzinnym opóźnieniem, innym autokarem.

Uczestnicy kolonii wrócili 6 lipca. Zdaniem rodziców, do których dotarli dziennikarze portalu, dzieci wyszły z autobusu z płaczem. Większość miała wszawicę - chorobę pasożytniczą, która wbrew pozorom wcale nie jest związana z brudem, bo wszy lubią zarówno czyste, jak i brudne głowy. Są jednak bardzo zaraźliwe - wystarczy, że jedno dziecko na kolonii ma wszy, a zaraz będzie je miała większość dzieci.

Wedle relacji rodziców, część dzieci rozchorowała się podczas wyjazdu, bo zatruła się zepsutym jajkiem. Jedna z kobiet powiedziała, że dzieci były poniżane przez opiekunów - jej wnuk miał być wyzywany od debili.

Z kolei „Dziennik Wschodni” dotarł do relacji matki, która twierdzi, że jej 11-letnia córka straciła we framudze drzwi część palca. Inna powiedziała, że jeden z chłopców wrócił z raną nogi i czterema szwami.

Matka dziecka, które też było na koloniach, w rozmowie z gazetą powiedziała, że rodzice byli zastraszani przez pracowników MOPS-u.

- Byłyśmy zastraszane przez pracowników MOPS, że jak będziemy drążyć temat kolonii w mediach, to stracimy 500 plus - powiedziała.

Rodzice poinformowali także, że na koloniach nie było lekarza, tylko pielęgniarka.

Organizatorzy zaprzeczają

Dyrektorka łęckiego MOPS-u Ewa Studzińska poprosiła rodziców, by złożyli oficjalne zażalenia. - Do tej pory nie wpłynęła żadna uwaga w formie pisemnej - powiedziała w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim". Studzińska zaprzeczyła doniesieniom, że jej pracownicy kogokolwiek zastraszali. Dodała też, że nie wie nic o obciętym palcu.

Tak samo uważa Mieczysław Bonisławski, prezes biura podróży Poltur. W rozmowie z gazetą zapewnia, że również nie słyszał o uciętym palcu. Jeśli chodzi o wszy, powiedział, że co roku organizuje kolonie dla 10 tys. dzieci, a „wszawica jest coraz większym problemem”. Dodał, że sanepid nie miał uwag do kolonii oprócz jednej: żeby dzieci nie chowały jedzenia w ubraniach.

Prezes biura Poltur przyznał jednocześnie, że atmosfera między podopiecznymi a wychowawcami była tak napięta, że bał się o bezpieczeństwo swoich pracowników.

– Ponieważ pod adresem wychowawców były kierowane groźby karalne, to poprosiłem policję w Łęcznej o ochronę podczas powrotu kolonii. Policja odmówiła, ale dyrektor MOPS zorganizowała Straż Miejską – powiedział "Dziennikowi Wschodniemu".

Ze słońcem nie ma żartów. Jak radzić sobie z upałami?

Więcej o: