Sprawę jako pierwszy opisał Onet. Według portalu do mobbingu w krakowskim zespole pogotowia dochodziło już w 2016 roku. Problemy zaczęły się wraz z zatrudnieniem Marty S. Od tego czasu z pogotowia miało odejść aż 10 pracowników.
Gdy mobbing w Krakowskim Pogotowiu Ratunkowym ujrzał światło dziennie, szefostwo miało straszyć dziennikarzy sądem. Pracownicy, którzy zbierali dowody, zostali nawet pozwani. W sumie poszkodowanych jest siedem osób – w tym ratownicy medyczni i kierowcy karetek. Dzisiaj, gdy przeciwko kierowniczce rozpocznie się proces, KPR zmieniło swoją strategię. – Krakowskie Pogotowie Ratunkowe nie komentuje działań prokuratury i zapewnia o gotowości współpracy z organami ścigania. Do czasu wydania prawomocnego wyroku wstrzymujemy się z podejmowaniem decyzji kadrowych związanych z tą sprawą – mówi krakowskiej "Gazecie Wyborczej" rzecznika pogotowia Jolanta Sieradzka.
Mobbing w pracy. List od urzędniczki >>>
Placówka przypomina, że władze pogotowia przeprowadziły w 2016 roku kontrolę wewnętrzną oraz zleciły kontrolę zewnętrzną urzędowi marszałkowskiemu. Jednak nie wykazały one występowania mobbingu w zespole pracowników. Rzecznik urzędu marszałkowskiego potwierdza jej słowa. Kolejna kontrola miała miejsce rok później jednak według pracowników – trwała jeden dzień, polegała na rozdaniu ankiet i na przepytaniu garstki zatrudnionych osób.
Akt oskarżenia przeciwko kierowniczce zespołu Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego zawiera takie zarzuty jak: wymuszanie krzykiem posłuszeństwa, publiczne ośmieszanie, odbieranie premii bez powodu, a nawet groźby o przeniesieniu na inne stanowisko lub na inną stację – podaje krakowska „Gazeta Wyborcza”. Jak wyjaśnia prokurator Krzysztof Dratwa do tego typu zdarzeń dochodziło od 2015 do 2017 roku. Tymczasem Marta S. dalej pełni swoją funkcję, co nie zmieni się aż do wydania pełnomocnego wyroku.