Do katastrofy myśliwca MiG-29 doszło ok. godziny 2. w miejscowości Sakówka pod Pasłękiem.
Nie wiadomo na razie, jakie były przyczyny wypadku, zbada to Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. - Zginął doświadczony pilot, żołnierz Wojska Polskiego, jesteśmy myślami z jego bliskimi, rodziną - powiedział na konferencji szef MON Mariusz Błaszczak. Minister poinformował też o zawieszeniu korzystania z MiG-ów.
Według ustaleń serwisu Rmf24.pl "pilot zgłaszał problemy techniczne, nie mógł zapanować nad samolotem. Od dowództwa dostał wyraźne polecenie, aby się katapultował. 33-letni porucznik próbował jeszcze wyprowadzić maszynę, ale mu się nie udało".
Do dzisiejszego wypadku doszło ponad pół roku po innej katastrofie MiGa-29. W grudniu ubiegłego roku maszyna rozbiła się niedaleko Mińska Mazowieckiego. Na szczęście wtedy pilot przeżył.
Póki co nie wiemy, czy przyczyną wypadku pod Pasłękiem był błąd ludzki, czy problemy techniczne maszyny, jednak pilot i major rezerwy Arkadiusz Szczęsny w rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnia, że MiGi-29 to nadal bardzo dobry sprzęt. - System katapultowania w MiG-29 jest doskonałym systemem klasy 0/0, oznacza to, że stojąc na pasie startowym można się z niego katapultować i da się w ten sposób uratować życie. To jeden z najnowszych systemów, jest bardzo dobry i przede wszystkim sprawdzony - mówi.
Zdaniem Szczęsnego "teza o tym, że MiG-29 jest złym samolotem, który należy wymienić, jest błędna". - Nie o samolot tu chodzi. Większość problemów z polskim lotnictwem, a trzeba pamiętać, że w ciągu dwóch ostatnich lat wypadków lotniczych mieliśmy już kilka, bierze się z nieodpowiedzialnego szkolenia lotniczego i dowodzenia lotnictwem. Odpowiedzialni za to są politycy i dowódcy wszystkich szczebli - stwierdza.
Według eksperta wypadki zaczęły przybierać na częstotliwości po objęciu Ministerstwa Obrony Narodowej przez Antoniego Macierewicza. - W okresie od katastrofy smoleńskiej do objęcia Ministerstwa Obrony Narodowej przez Antoniego Macierewicza w Polsce nie było poważnych wypadków lotniczych, zdarzały się jedynie incydenty - twierdzi Szczęsny.
Według pilota wynika to z prostego faktu. - Po katastrofie smoleńskiej wdrożono zalecenia i procedury poprawiające bezpieczeństwo pilotów z raportu Millera. Patologie w szkoleniu były likwidowane w na bieżąco. Od dwóch lat obserwujemy powrót patologii, które doprowadziły do katastrofy smoleńskiej - stwierdza.
Wypadki lotnicze, do których doszło ostatnimi czasy w Polsce, mają według naszego rozmówcy podobne przyczyny. - Wypadki śmigłowca SW-4 "Puszczyk" w Dęblinie, Miga-29 w Mińsku Mazowieckim czy wypadek z Pasłęka, który prawdopodobnie będzie potwierdzeniem powrotu patologii sprzed katastrofy smoleńskiej, wynikają z błędów w szkoleniu lotniczym, braków kadrowych, zwłaszcza doświadczonej kadry instruktorskiej i braków w świadomości dowódców wszystkich szczebli w lotnictwie - mówi Szczęsny. Lista winnych jest według majora długa: od sztabu generalnego, poprzez dowództwo sił powietrznych, po dowódców jednostek.
Major Szczęsny od lat zwraca uwagę na błędy w szkoleniu pilotów. Po ponad roku od katastrofy CASY pod Mirosławcem, jako członek podkomisji obrony narodowej, domagał się pociągnięcia do odpowiedzialności ówczesnego szefa MON Bogdana Klicha.
"Świadome narażenie przez resort obrony narodowej naszych żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia poprzez zaniedbania w planowaniu, samym szkoleniu, zaopatrywaniu wojsk i zarządzaniu zasobami ludzkimi jest niedopuszczalne, jest również łamaniem prawa" - pisał wtedy oficer do szefa sejmowej podkomisji. Major chciał, aby to podkomisja, której był członkiem, złożyła doniesienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez ministra obrony narodowej.
Jak przypomniała wówczas "Rzeczpospolita", major Szczęsny już jako osoba prywatna złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Bogdana Klicha.