Feralny lot odbył się 23 marca tego roku. Boeing 787 Dreamliner z PLL LOT tuż po starcie zaczął mieć problemy z silnikiem - prawy napęd co jakiś czas wpadał w silne wibracje. Na pokładzie było 250 pasażerów.
W związku z problemami załoga lotu zgłosiła się do Centrum Operacyjnego LOT, podjęto decyzję o awaryjnym lądowaniu - samolot o numerze SP-LRF miał udać się na lotnisko w Miami. Jednak po jakimś czasie problemy jeszcze się nasiliły, załoga znów skontaktowała się z Centrum Operacyjnym.
Wtedy też, jak ujawnia "Fakt", podjęto dziwną decyzję: zamiast dalej kierować Dreamlinera do Miami, Centrum zarekomendowało, by samolot zawrócił i poleciał do Nowego Jorku. Lot zakończył się szczęśliwie - w trybie awaryjnym Dreamliner LOT-u wylądował w Nowym Jorku (choć podczas drogi trzeba było wyłączyć jeden z silników, samolot zrzucał też paliwo).
Jak opisuje "Fakt", powołując się na swoich informatorów, decyzja o locie do Nowego Jorku miała podłoże finansowe - w Miami nie było kolejnego samolotu dla pasażerów, więc trzeba byłoby opłacić im kwaterunek i posiłki. Tymczasem w Nowym Jorku była szansa na to, że wsiądą do kolejnego samolotu, bez ponoszenia większych, dodatkowych kosztów.
Boeing 787 Dreamliner fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
PLL LOT w odpowiedzi na pytania "Faktu" stwierdziło, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami, a silniki, które sprawiły tyle kłopotów, przeszły przegląd dzień przed wylotem, a więc 22 marca. Po całym zajściu w Dreamlinerze wymieniono oba silniki.
Dziennik, poza ujawnieniem raportu z tego lotu (informacji z zapisów rejestratora), opublikował też fragment biuletynu publikowanego w PLL LOT, dotyczącego bezpieczeństwa. W numerze 3/2018 jest opis sytuacji przytaczanej przez "Fakt":
Jak wszyscy wiemy, podczas analizy naszego przypadku wyłączenia silnika w locie z CAN do WAW okazało się że byliśmy bardzo blisko poważnych kłopotów
To słowa pilota Dreamlinera Tomasza Smólskiego, szkolącego przyszłych pilotów tych samolotów, który wskazywał też w periodyku, że silnik miał "uszkodzenia uszczelnienia sprężarki kwalifikujące go do natychmiastowej wymiany". W biuletynie pada też stwierdzenie, że w takich przypadkach, gdy dochodzi do wyłączenia silnika, należy lądować na najbliższym lotnisku zapasowym.
PLL LOT odpowiedziały na publikację "Faktu", a w piśmie stwierdziło, że informacje podane przez dziennik są nieprawdziwe. LOT twierdzi, że to kapitan rejsu, po stwierdzeniu usterki silnika, podjął decyzję o lądowaniu na lotnisku JFK w Nowym Jorku.
Podczas lotu z Cancun ani przez chwilę nie było zagrożenia dla pasażerów, gdyż zgodnie z zaleceniami producenta silników samolot B787 Dreamliner może bezpiecznie kontynuować lot na jednym silniku przez cztery godziny (...). Podczas rejsu z Cancun 23 marca decyzja o wyłączeniu jednego silnika nastąpiła w momencie, kiedy dystans między Miami i Nowym Jorkiem był porównywalny, dlatego lądowanie na Lotnisku JFK było uzasadnione
- czytamy w komunikacie LOT.