Sarnę z plastikową butelką na głowie zauważył pan Tadeusz Grabowski, mieszkaniec Świdnicy. Jego posesja graniczy z polami i łąkami, na których często pasą się zwierzęta. 20 czerwca wieczorem zauważył jednak zwierzę, które miało na głowie coś plastikowego. Postanowił, że pomoże sarnie i zaczął do niej podchodzić – udało mu się zbliżyć na odległość ok. 3 metrów, jednak sarna uciekła. Zaniepokojony mężczyzna zgłosił sprawę straży miejskiej.
Pozwolili na komercyjny odstrzał żubrów w Puszczy Boreckiej? Nadleśnictwo: Były chore
Pan Grabowski i służby porządkowe szukali zwierzęcia przez kilkadziesiąt minut. Zauważyli sarnę, kiedy mieli kończyć akcję, i zdecydowali, że należy wezwać weterynarza. Kiedy ten przyjechał na miejsce, zwierzęcia już nie było. Zapadł zmrok, więc dalsze poszukiwania odłożono na kolejny dzień.
21 czerwca tę samą sarnę zauważyła pani Dominika Janowska. Zwierzę leżało na polu niedaleko obwodnicy. Kobieta nakręciła film komórką i wezwała straż miejską. Jej zdaniem zwierzę nie miało już sił, żeby się podnieść. Po południu tego samego dnia strażacy miejscy odebrali jeszcze jedno zgłoszenie dotyczące zwierzęcia z butelką na głowie. Pan Tadeusz zaalarmował także straż pożarną, nadleśnictwo oraz zarządzanie kryzysowe.
Sprawa sarny z butelką na głowie, która krąży w okolicy Świdnicy obiegła Internet, przez co mieszkańcy miejscowości postanowili ruszyć na ratunek wystraszonemu zwierzęciu. Do akcji przyłączyło się kilkanaście osób – młodsi i starsi mieszkańcy Świdnicy, Żarowa, Zawiszowa oraz Wałbrzycha. Zwierzęcia szukano także za pomocą drona oraz kamery termowizyjnej. Sarny nie udało się znaleźć. Mieszkańcy Świdnicy i okolic, wraz z funkcjonariuszami służb porządkowych zapowiadają, że będą szukać jeszcze przez kilka kolejnych dni.
Marszałek woj. lubelskiego chce wybić wszystkie dziki w Europie. Przekonywał już europosłów