O nietypowym finale akcji policji poinformowała stacja TVN24. Do wydarzenia doszło we wtorek 19 czerwca w Jeleniej Górze. Przed godziną 15 policja zatrzymała do kontroli drogowej pana Huberta i jego czteroletniego syna Mieszka. Kierowca rozmawiał z synem na temat pracy policjantów, a w tym czasie po dwupasmowej drodze w centrum miasta pędził ok. 80 km/h (obowiązywało ograniczenie do 50 km/h).
Wydarzenia zarejestrował wideorejestrator zainstalowany w samochodzie. Nagranie z niego pokazała TVN24. Co na nim widać?
W pewnym momencie podróży nawigacja poinformowała o zbliżającej się kontroli drogowej. Chłopiec zaczął dopytywać o odległość i chwalić się znajomością policyjnego numeru alarmowego. W tym momencie pana Huberta wyprzedził nieoznakowany radiowóz, który dał sygnał do zatrzymania się. Pojazdy zatrzymały się na stacji benzynowej.
Gdy funkcjonariusze podeszli do samochodu, czterolatek włączył się w rozmowę z policją: - Przepraszamy, jechaliśmy trochę za szybko - powiedział chłopiec. Po chwili dodał: - Nie dawajcie nam mandatu.
- Już tato powiedział, co masz mówić? - zapytał jeden z funkcjonariuszy. Pan Hubert zaprzeczył i powiedział, że syn mówi od siebie.
Dzień Ojca. Kancelaria prezydenta przypomina o "6 ojcach niepodległości" >>>
Podczas dalszego sprawdzania dokumentów mały Mieszko jeszcze kilkukrotnie poprosił funkcjonariuszy, by nie wlepiali mandatu jego ojcu. Policjanci nie odstąpili oczywiście od wymierzenia kary kierowcy, jednak prośby chłopca ich poruszyły.
Tym najwyższym (mandatem - red.) nie będziemy pana karać, bo syn tak prosi. Najniższym ukarzemy
- powiedzieli funkcjonariusze. Gdy poszli do radiowozu dopełnić formalności, Mieszko zapytał, czy dostali mandat. Gdy usłyszał potwierdzenie, przejęty powiedział „o nie”. Gdy czterolatek zapytał, kiedy „nie będziemy mieli mandatu”, ojciec uspokoił chłopca, że trzeba po prostu zapłacić mandat.
W przypadku pana Huberta, było to 100 zł. Kierowca otrzymał także cztery punkty karne.