O sprawie poinformowały "Fakty" TVN. W sobotę przy basenie na Szczęśliwicach w Warszawie przytomność stracił starszy mężczyzna. Miało to miejsce obok tabliczki z informacją o zamontowanym defibrylatorze. Na niebezpieczne zdarzenie szybko zareagowała Aneta Iglantowicz, która pobiegła do ratownika i powiedziała, że potrzebny jest defibrylator.
Ten, zamiast rzucić się ze sprzętem na pomoc, miał powiedzieć, że wie do czego służy defibrylator i pójść dalej. W końcu ręczną resuscytację rozpoczęła ratowniczka z basenu. - Użycie defibrylatora mogłoby mu zaszkodzić - mówi w rozmowie z reporterem "Faktów" Grzegorz Walkiewicz, kierownik ośrodka sportu i rekreacji w dzielnicy Ochota. Jak wyjaśnia kierownik OSiR, mężczyzna raz oddychał, raz nie oddychał i użycie w defibrylatora w takiej sytuacji mogło zakończyć się źle. Tyle tylko, że to nie prawda, bo jak wskazuje autor materiału, w sytuacji gdy pacjent oddycha, sprzęt po prostu nie zadziała.
W końcu po starszego mężczyznę przyjechało pogotowie. Ratownicy użyli defibrylatora w karetce. W ciężkim stanie trafił do szpitala.
- Była zasadność użycia go natychmiast. Każda minuta zaniechania i nieprzyklejenia elektrod i nie wykorzystania defibrylatora zmniejsza szansę na przeżycie poszkodowanego - tłumaczy w materiale Michał Lipowski, ratownik medyczny i instruktor pierwszej pomocy.