Tragiczny wypadek miał miejsce 11 kwietnia w Białym Borze na Podkarpaciu. 15-letni Dominik z Tuszymy w ciężkim stanie trafił do szpitala w Krakowie.
Syn miał już operację, wczoraj lekarze łączyli mu nerwy szyi. Zaczyna mówić szeptem i przełykać płyny. Ma bardzo dobrą opiekę i czuje się coraz lepiej
- powiedziała w rozmowie z TVN24 mama chłopca, Agata Paszko.
Krótko po wypadku w rozmowie z „Faktem” mówiła, że gdyby nie szybka rekcja kolegi, który zadzwonił po karetkę, wypadek mógł skończyć się tragicznie, a jej syn „pewnie wykrwawiłby się na tym pustkowiu”.
Stan chłopca był bardzo ciężki. Gdy trafił do szpitala, był karmiony sondą. Oddychał przez rurkę podłączoną do płuc. - Nie mogę zrozumieć, że komuś przyszło do głowy stawiać takie pułapki - mówiła w „Fakcie” Pani Agata.
Metalową linkę rozwiesił 41-letni mieszkaniec gminy Przecław. Podczas przesłuchania w prokuraturze powiedział, że rozwiesił ją, by nikt obcy nie jeździł po jego posesji. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu Andrzej Dubiel podkreślił, że mężczyzna „okazał skruchę”.
41-latek usłyszał zarzuty narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Mężczyzna otrzymał zakaz opuszczania kraju. Grozi mu do trzech lat więzienia.