O sprawie poinformowała na Facebooku Justyna Socha, działaczka Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP. Jak napisała Socha, w środę do stołecznego Szpitala Bielańskiego została wezwana policja. Lekarka nie chciała pozwolić rodzicom na zabranie dziecka do domu.
Justyna Socha twierdzi, że dziecku zostały podane dwa antybiotyki, a rodzicom pokazano dokumentację medyczną dopiero po interwencji przedstawicieli STOP NOP.
"Rodzice nie wyrazili zgody na szczepienia noworodka i nie wiedzą, z jakiego powodu wykonano badania oraz jaka była diagnoza" - napisała działaczka. Jak dodała, "całą noc przy dziecku i rodzicach było dwóch policjantów". Według Sochy ojciec noworodka miał też początkowo utrudniony dostęp do matki i dziecka.
Zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Szpitala Bielańskiego. Jak poinformował nas dr Jacek Witwicki, ordynator Oddziału Neonatologii, dziecko ze względu na stan zdrowia wymaga hospitalizacji.
- Rodzice w sposób zdecydowany nie zgadzali się na pobyt w szpitalu i życzyli sobie zabrania dziecka na własne żądanie do domu. Byliśmy zmuszeni wykorzystać różne możliwości prawne, pozwalające nam zapewnić dziecku bezpieczeństwo, niezależnie od zdania rodziców, którzy mogą się kierować fałszywymi przesłankami - mówi dr Jacek Witwicki w rozmowie z Gazeta.pl.
Szpital w środę wieczorem powiadomił sąd rodzinny. - Zawiadomiliśmy też policję, bo zdarza się, że dzieci są zabierane na siłę z oddziałów. Obecność policji była wsparciem, bo zmniejszyła pole do gwałtownych zachowań - dodaje Witwicki.
Sąd potwierdził, że dziecko wymaga leczenia i hospitalizacji, nawet wbrew zdaniu rodziców. W czwartek w godzinach popołudniowych funkcjonariusze policji opuścili już oddział.
- Policjanci przebywali w szpitalu do wczoraj, do czasu zapoznania opiekunów z odpisem postanowienia sądu - informuje nas nadkom. Elwira Kozłowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa V.
- Rozmawiałem dziś z mamą dziecka, nie miała żadnych wątpliwości co do aktualnego postępowania. Wyraża w rozmowach zgodę na kolejne badania i dalsze leczenie. Wydaje mi się, że zrozumiała sytuację - twierdzi ordynator.
Lekarz podkreśla także, że personel zawsze udziela wszystkich informacji obojgu rodzicom. - Robimy to choćby dlatego, żeby rodzice rozumieli nasze postępowanie. To dla nas wygodne, że możemy z nimi współpracować - dodaje.
Tłumaczy jednak, że nie zawsze udostępnia się rodzicom dokumentację w formie pisemnej. - Wyniki najpierw pojawiają się w systemie, wtedy już podejmujemy szereg decyzji dotyczących leczenia, a dopiero po jakimś czasie przychodzą w formie papierowej. Rodzice wszystko wiedzą na ich temat, ale przecież nie będą interpretować wyników, jeśli nie są lekarzami. Poza tym, te wyniki są zawsze zawarte w wypisowej karcie informacyjnej - dodaje.
Dziecko pozostanie w szpitalu prawdopodobnie do wtorku.
We wrześniu opisywaliśmy głośną sprawę dziecka zabranego przez rodziców ze szpitala w Białogardzie. Ne zgadzali się na czynności pielęgnacyjne i medyczne wobec noworodka. Parę i dziecko poszukiwała policja.
Rodzice wrócili z dziewczynką do domu. Zapowiedzieli, że będą domagać się zadośćuczynienia od szpitala za próbę podania dziecku lekarstwa.
Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl