Binienda mówi o kraju "podłożenia ładunków" w Tu-154. A potem wprost nawiązał do zbrodni katyńskiej

- Oczywiście domyślam się, na terytorium którego państwa umieszczono w samolocie te ładunki - mówi w rozmowie z "Gazetą Polską" Wiesław Binienda z podkomisji smoleńskiej.

"Dwie eksplozje" w Tu-154 w Smoleńsku to jedna z głównych tez "raportu technicznego", który zaprezentował przed tygodniem Antoni Macierewicz. Szef podkomisji zapewniał, że wszyscy członkowie zespołu zgadzają się do głównych założeń raportu. 

Zwolennikiem teorii wybuchu  jest na pewno Wiesław Binienda. Na łamach "Gazety Polskiej" mówił o swoich podejrzeniach co do "ładunków wybuchowych", które rzekomo miały znajdować się na pokładzie rządowego tupolewa.

- Cały czas zastanawiamy się, jakie ładunki wybuchowe mogły zostać użyte. (...) Problem polega m.in. na tym, że wiele krajów produkuje specyficzne materiały używane potem przez służby, lecz do wielu z tych substancji nie mamy dostępu - powiedział. - Możemy jedynie stosować metodę prób i błędów - dodał. 

Członek podkomisji zaznaczył, że zidentyfikowanie "materiału wybuchowego" nie daje gwarancji wskazania tego, kto rzekomo miałby go podłożyć. 

Oczywiście domyślam się, na terytorium którego państwa umieszczono w samolocie te ładunki. Ale przestrzegałbym przed wyrokowaniem na podstawie kraju pochodzenia substancji wybuchowej. Przypomnę, że polscy oficerowie pomordowani w Katyniu przez Sowietów zostali zabici przy użyciu niemieckiej amunicji

- powiedział Binienda.

Poza eksperymentami podkomisji, Binienda mówił też o badaniach archeologów na miejscu katastrofy, jak np. znalezienie odłamków z "mikrokraterami". 

Binienda powiedział też, że na ukończenie prac podkomisja potrzebuje minimum jeszcze roku. Jak dodał, czas mogą wydłużyć niespodziewane zdarzenia, jak nieudany eksperyment, czy niedawna awaria serwerów MON, przez którą podkomisja przez dwa tygodnie była pozbawiona maili. 

Jakie są ustalenia ws. przyczyn katastrofy?

Komisja Millera, która jako pierwsza katastrofę smoleńską ustaliła, że przyczyną było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania - konsekwencją było zderzenie samolotu z drzewami. Członkowie komisji podkreślali, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu. Ponadto w raporcie wskazano m.in. na błędy rosyjskich kontrolerów z lotniska w Smoleńsku.

Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl.

Więcej o: