8 kwietnia w Czarnem (woj. pomorskie) odbyły się konsultacje w sprawie pomnika "Żołnierzy Wyklętych". Podczas spotkania doszło do awantury. Gdy jeden z mieszkańców, były przewodniczący Rady Miejskiej, zaczął wyrażać swoje wątpliwości do honorowania niektórych "Wyklętych" został dosłownie zakrzyczany przez pracownika gdańskiego oddziału IPN Piotra Szubarczyka.
Oprócz krzyków ("czytaj pan ten rozkaz do cholery") i obelg ("Pan łże jak pies"), Szubarczyk przerywał mieszkańcowi... śpiewem. Wybrał sobie "Świętą wojnę", radziecką pieśń z II WŚ, rzucając w stronę mężczyzny sugestię, że na pewno ją zna i śpiewał ją w przeszłości. Potem nie było lepiej, już po zakończonym spotkaniu, Szubarczyk napisał na jednym z portali społecznościowych, że mieszkańcy Czarnego to "wyjątkowa swołocz", "tchórzliwe kanalie" i "je*** was pies".
Po skandalu Oddział IPN w Gdańsku zapowiedział postępowanie wyjaśniające. 12 kwietnia, w czwartek, Instytut przekazał, że wobec Szubarczyka zostały wyciągnięte "surowe konsekwencje dyscyplinarne". Warto podkreślić, że pracownik IPN w tym roku skończy 64 lata, a więc pozostaje mu rok do osiągnięcia wieku emerytalnego.
"Kara nagany na piśmie ze wszystkimi następstwami, w tym finansowymi" - brzmi decyzja władz gdańskiego IPN. Ciekawie natomiast tłumaczono decyzję o tym, by jeszcze ostrzej nie potraktować Szubarczyka.
Pracodawca decydując się na wymierzenie kary nagany, miał na względzie długoletnią pracę w Instytucie oraz fakt, że do osiągnięcia wieku emerytalnego został pracownikowi jedynie rok, a także wyrażenie żalu za zachowania niedopuszczalne dla urzędnika państwowego, których kategorycznie nie akceptujemy - wskazuje Oddział IPN w Gdańsku.
W dosyć enigmatyczny sposób skomentował to Sławomir Cenckiewicz, członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej i dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, który napisał na Twitterze: Gdyby Szubarczyk był powiązany z... to by wyleciał! A że nie był, to dostał tylko po kieszeni.
Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl