Dzień po 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej podkomisja ds. ponownego zbadania wypadku zaprezentowała raport techniczny. Nie jest to - jak podkreślał szef podkomisji Antoni Macierewicz - raport końcowy. Na ten jeszcze poczekamy. Jak długo? Tego nie wiadomo.
Dodał, że podkomisja nie miała dostępu do wraku ani czarnych skrzynek samolotu. Wykorzystała w swojej pracy zdjęcia fotograficzne i filmowe, badania bliźniaczego samolotu Tu-154 znajdującego się w Polsce, a także raport z badań archeologicznych przeprowadzonych w Smoleńsku pół roku po katastrofie.
Członkowie podkomisji wykorzystali też zeznania przeszło stu kilkudziesięciu świadków, które, jak powiedział przewodniczący, były niewykorzystane lub sfałszowane przez komisje poprzednio badające przyczyny katastrofy.
Ku zaskoczeniu wielu dziennikarzy na Twitterze posiedzenia komisji nie transmitowało TVP Info, a jedynie prywatne TVN24 i Polsat News.
Macierewicz odpowiadał też na pytania dziennikarzy. - Ja na temat zamachu się nie wypowiadałem i nie sądzę, aby ktoś z komisji wypowiadał się na temat zamachu. W materiale filmowym też nie było - odparł w odpowiedzi na jedno z nich. Dodał, że takie konkluzje "mogą wyciągać organy ścigania".
Macierewicz był pytany też o raport komisji Millera oraz to, jakie jest obowiązujące stanowisko państwa ws. katastrofy. Macierewicz stwierdził, że raport techniczny nie jest oficjalnym stanowiskiem państwa - będzie nim dopiero raport końcowy. Jednak okazuje się, że w tej chwili... oficjalnego stanowiska nie ma. A to dlatego, że podkomisja "anulowała" raport Millera.
- Poprzedni raport anulowano na podstawie decyzji podkomisji, ponieważ zawierał on fałszywe tezy i został skonstruowany w oparciu o presję polityczną i fałszywe materiały - mówił Antoni Macierewicz. - Domagając się, aby raport Millera był oficjalnym stanowiskiem, domagacie się, aby państwo polskie obwiniało polskich pilotów - dodaje.
Poza pytaniami pojawił się też komentarz Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety Wyborczej". - Panie Macierewicz, jest pan kłamcą, przestępcą i przyszłości odpowie pan za kłamstwa i szkody poczynione państwu polskiemu i pojedynczym ludziom. Zadawanie panu pytań nie ma żadnego sensu. Żegnam - powiedział w pewnym momencie.
Według członków podkomisji rosyjscy kontrolerzy ruchu lotniczego w Smoleńsku, w porozumieniu z dowódcą wojsk transportu powietrznego, podawali błędne informacje załodze polskiego samolotu tak, aby zbliżył się do ziemi kilometr przed lotniskiem. Raport podkreśla, że w kabinie pilotów nie było dowódcy Wojsk Powietrznych, generała Andrzeja Błasika, i nie miał on żadnego wpływu na przebieg katastrofy. Kontrolerzy pozwolili załodze Tu-154 lądować, choć nie pozwalała na to pogoda.
Około 16 minut przed katastrofą pierwszy pilot polskiego samolotu podjął decyzję o przeprowadzeniu jedynie próbnego podejścia do lądowania i odejściu znad lotniska w razie złej pogody. Na wysokości pozwalającej na bezpieczne odejście pierwszy pilot podjął decyzję o przejściu na drugi krąg. W lewym skrzydle samolotu doszło wtedy do eksplozji, która doprowadziła do odcięcia jego końcówki. Nastąpiło to w momencie, gdy samolot znajdował się 900 metrów przed progiem pasa startowego. Gdy maszyna przekroczyła punkt TAWS38, 710 metrów przed progiem pasa, doszło w niej do kilku awarii, w tym lewego silnika i podwozia. Następnie doszło do eksplozji w lewej części kadłuba samolotu, w rejonie trzeciej salonki. W tym momencie nastąpiła też całkowita awaria zasilania elektrycznego.
Jako dowody na wybuch w samolocie podkomisja podała między innymi tak zwane "loki powybuchowe" na częściach maszyny, jej elementy rozrzucone sto metrów przed miejscem upadku, rozpad samolotu na kilkadziesiąt tysięcy części, rozrzuconych na dużą odległość, zniszczenia ciał ofiar, brak śladów uderzenia części krawędzi natarcia skrzydła o przeszkody i brak krateru po uderzeniu samolotu w ziemię. Ekspert komisji, profesor Frank Taylor ze Stanów Zjednoczonych, oświadczył, że nie ma wątpliwości, iż w Tu-154 doszło do eksplozji.