Gdy wszystkie oczy były zwrócone na plac Piłsudskiego w Warszawie, bardzo skromnie przebiegały uroczystości w Smoleńsku i Katyniu. Nie pojawił się tam żaden z czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości, zabrakło choćby jednego przedstawiciela rządu.
Niewielka polska delegacja pod przewodnictwem ambasadora RP w Federacji Rosyjskiej Włodzimierza Marciniaka o godz. 9.41 czasu lokalnego złożyła wieńce i zapaliła znicze na miejscu katastrofy Tu-154M w Smoleńsku. Szczególnie smutno przedstawiała się właśnie ta część uroczystości - na zdjęciach opublikowanych przez polską ambasadę widać niewielką grupę oddającą cześć niedaleko lotniska Siewiernyj.
Obok drewnianego krzyża uczestnicy uroczystości modlili się w intencji ofiar katastrofy i o godne upamiętnienie miejsca tragedii. Marciniak przypomniał, że 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku zginęła znaczna część polskiej elity „intelektualnej, społecznej i duchowej”. W tych porannych uroczystościach wzięli udział polscy dyplomaci pracujący w Rosji, smoleńska Polonia, a także dyplomaci wojskowi z państw NATO.
W Katyniu natomiast, gdzie pojawiła się później polska delegacja, było już odrobinę więcej osób, ale wciąż bez choćby jednego wysokiego oficjela. Na polskiej części cmentarza w Katyniu odbyła się msza święta z okazji 78. rocznicy zbrodni katyńskiej.
Mimo tego, że to właśnie 10 kwietnia 2010 roku na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej udawali się m.in. prezydent Lech Kaczyński z małżonką, uroczystości w stolicy znów zdominowały obchody, pozostawiając z boku miejsca równe ważne zarówno z perspektywy samej katastrofy Tu-154M, jak i pamięci o pomordowanych polskich oficerach.
Taka sama sytuacja miała miejsce już rok temu, gdy w Katyniu i Smoleńsku najwyższym rangą polskim reprezentantem był właśnie ambasador Marciniak. Wcześniej, jak np. w 2016 roku pojawiała się Anna Maria Anders (w randze sekretarza stanu w KPRM).