Prawo wodne dyskryminuje polskich producentów? Autorzy projektu nabrali wody w usta

Dziennikarze "Superwizjera" próbowali ustalić, kto do prawa wodnego wpisał przepis dyskryminujący polskich producentów. Ale chętnych do wzięcia odpowiedzialności nie ma.

Historia 36. artykułu prawa wodnego jest tajemnicza. Nie wiadomo, kto i kiedy go wpisał. Jasne jest jedno - przepisu nie było w pierwotnej wersji ustawy. Został do niego wpisany tuż przed skierowaniem projektu do Sejmu.

Prawo wodne dyskryminuje polskich producentów

Do tej pory fabryki i oczyszczalnie same kupowały urządzenia do pomiaru ścieków. Teraz, zgodnie z art. 36 Prawa wodnego, urządzenia wszystkim kupuje urząd Wody Polskie za pomocą przetargów.

Jeden z producentów takich urządzeń twierdzi, że tracą na tym polscy przedsiębiorcy. Andrzej Kloska w rozmowie z „Superwizjerem” wyjaśniał, że zgodnie z nowymi przepisami polscy producenci muszą uzyskać certyfikat z Głównego Urzędu Miar. Ponieważ nie ma na razie opracowanych standardów, więc nie ma też certyfikatów. Korzystają na tym zagraniczni producenci, którzy mogą sprzedawać swoje produkty, bo posiadają równoważne certyfikaty.

Zdaniem Kloski, zanim polskie firmy uzyskają zatwierdzenia na montaż urządzeń, „rynek będzie opanowany przez zachodnich producentów.

W resorcie środowiska prawem wodnym zajmował się wiceminister Mariusz Gajda. Wcześniej był szefem Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej. Jak podaje „Superwizjer”, stracił stanowisko, gdy po wyjątkowo niskiej cenie wydzierżawił redemptorystom z Torunia działkę sąsiadującą z uczelnią o. Rydzyka, która należała do ZGW.

Jesienią zeszłego roku szefem Wód Polskich został właśnie Gajda. W styczniu w ramach rekonstrukcji rządu stracił stanowisko wiceministra środowiska, a także szefa urzędu.

Chętnych do przyznania się brak

Dziennikarze „Superwizjera” ustalili, że ustawa powstawała w szybkim tempie, bez konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych.

Zdaniem Kloski, ktoś w ostatniej chwili wpisał art. 36 do prawa wodnego, by osiągnąć korzyść finansową. Jego zdaniem zrobił to ktoś z Wód Polskich.

Wody Polskie gdzieś te urządzenia muszą kupić, więc ktoś na tym również zarobi, ale nie będzie to żadna polska firma.

- tłumaczył. Dziennikarze „Superwizjera” próbowali się czegoś dowiedzieć, jednak odpowiedz, które otrzymali z kilku ministerstw były „ogólne i wymijające”.

Z kolei posłanka Anna Paluch, która kierowała pracami podkomisji zajmującej się prawem wodnym i była sprawozdawcą ustawy, również nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, kto wprowadził art. 36 do projektu. Jej zdaniem zrobiła to „albo Izba Gospodarcza albo odbiorcy usług ze strony Wód Polskich”. Dalej zasłaniała się niepamięcią, twierdziła, że musiałaby przeanalizować swoje notatki.

Mariusz Gajda nie chciał rozmawiać z dziennikarzami „Superwizjera”.

Kloska powiedział, że jego firma zatrudniała wcześniej 50 pracowników i była jednym z liderów na polskim rynku. Obecnie w jego firmie pracuje jedna osoba, i to na pół etatu.

Ustawa prawo wodne weszła w życie w styczniu 2018 roku.

Kaczyński: Ministrowie oddadzą nagrody, senatorowie i posłowie z pensją mniejszą o 20 proc.

Więcej o: