Korpus kobiety wyłowiony ze stawu przy Drzewinie 9 lat temu. To może być zbrodnia doskonała

Przez niemal dekadę nie ustalono, kim była kobieta, której tułów wyłowiono ze stawu w pobliżu Drzewiny. Sprawca bestialskiego czynu nadal jest nieuchwytny. Chyba dobrze wiedział, jak pokrzyżować plany policji i prokuraturze.

25 kwietnia 2009 r. Grupa osób - według niektórych relacji grzybiarze, według innych turyści - spostrzega czarny worek unoszący się w stawie w lesie niedaleko miejscowości Drzewina w woj. pomorskim.

Worek jest opasany łańcuchem. Grupa zagląda do środka i dokonuje makabrycznego odkrycia. W worku znajduje się ludzki tułów. Ciało nie ma głowy, nóg i dłoni. Świadkowie wzywają policję. Mimo przeszukania całego stawu nie udaje się odnaleźć pozostałych części ciała. Nie odnaleziono ich do dziś. Mogły zostać zakopane w zupełnie innym miejscu, wrzucone do stawu na drugim końcu Polski. Tego nie wie nikt.

Prokurator decyduje o przeprowadzeniu sekcji zwłok. Okazuje się, że ciało należało do kobiety w wieku ok. 20-30 lat o wzroście ok. 157-167 centymetrów. Uwagę biegłych przykuwa ślad na lewym przedramieniu. Ktoś wyciął z ciała kobiety płat skóry. Niewykluczone, że wcześniej w tym miejscu znajdował się tatuaż. Komuś musiało bardzo zależeć na tym, by utrudnić identyfikację zwłok. I rzeczywiście, zrobił to skutecznie.

Kobieta miała także na podbrzuszu bliznę po cesarskim cięciu. Policja próbuje iść tym tropem i sprawdza, które kobiety w ostatnim czasie były poddawane takiej operacji w okolicy. Znów zderzenie ze ścianą. Żadna z nich nie była ofiarą.

Jak wykazuje sekcja, kobieta już nie żyła, gdy jej ciało było ćwiartowane. Sprawca zrobił to nożem lub piłą. Nie wiadomo, jak zginęła, czy jej śmierć była morderstwem, a może efektem nieszczęśliwego wypadku i ktoś obawiając się konsekwencji postanowił pozbyć się ciała. Nie ma odpowiedzi również na pytanie, jak długi czas upłynął od śmierci do wrzucenia zwłok do stawu.

Wszystko wskazuje na to, że sprawca doskonale zdawał sobie sprawę z policyjnych technik śledczych. Mógł przywieźć ciało z bardzo daleka, a nawet z zagranicy, by utrudnić dotarcie do prawdy. Co mogło kierować osobą, która w tak potworny sposób zdecydowała się okaleczyć zwłoki kobiety?

Pytania bez odpowiedzi

Policja i prokuratura na początku liczyły na to, że sprawę uda się rozwiązać. Na workach, łańcuchach i opaskach zaciskowych znaleziono ślady DNA, które mogły należeć do sprawcy. Nie dopasowano ich jednak jak dotąd do nikogo. Oznacza to, że najprawdopodobniej ta osoba, która wie o tej tragedii najwięcej, wciąż cieszy się wolnością.

Nadal brak informacji o tożsamości ofiary. O sprawie pisaliśmy w 2011 r. Już wtedy śledczy wiedzieli, że utknęli w martwym punkcie. Analizowano sprawy zaginionych kobiet w podobnym wieku, pobierano DNA od ich bliskich. Zero rezultatu.

"Do dnia dzisiejszego nie uzyskano informacji wskazanych przez Pana zapytaniu" - informuje lakonicznie w piśmie przesłanym do naszej redakcji Marzena Pawłowicz-Johnstone, Prokurator Rejonowy w Pruszczu Gdańskim. Kieruje nas do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Funkcjonariusze także nabierają wody w usta. W 2013 r. sprawę przejęło tzw. Archiwum X, czyli Zespół ds. Przestępstw Niewykrytych KWP w Gdańsku. Policjanci próbują znaleźć jakiś punkt zaczepienia, szczegół, który pozwoli im na popchnięcie jej do przodu.

"W tej sprawie jest wiele niewiadomych, wiele wersji śledczych było branych pod uwagę. Na tą chwilę policjanci nie chcą ujawniać szczegółów dot. tej sprawy" - czytamy w e-mailu od podkom. Michała Sienkiewicza z zespołu prasowego.

"Wszyscy byli zdziwieni"

Obecny sołtys Drzewiny Konrad Seredyński zamieszkał tam już po zdarzeniu. O zwłokach wyłowionych ze stawu słyszał, gdy przyjeżdżał do rodziny w leżącym nieopodal Pawłowie. Przyznaje, że dla liczącej ok. 100 mieszkańców Drzewiny sprawa była sporym szokiem.

- Wszyscy byli zdziwieni, że w tak spokojnej miejscowości mogło do czegoś takiego dojść. To naprawdę bardzo mała wioska, leżąca w dolince dookoła obrośniętej lasami - mówi Seredyński. - Dziwne, że nikt nic nie zauważył, każdy obcy samochód z reguły jest zauważany. Miejscowi się znają, wiedzą, kto jakim samochodem jeździ - stwierdza.

- Zbiornik wodny znajduje się kilkanaście metrów od leśnej, polnej drogi. Kawałek dalej mieszkają ludzie. Dlatego to musiało stać się w nocy. Wieś szybko chodzi spać. Większość mieszkańców to osoby starsze - dodaje Seredyński.

Policja regularnie informuje o wyjaśnianiu zbrodni, które jeszcze nie tak dawno wydawały się niemożliwe do wykrycia. Tak było w przypadku m.in. śmierci Iwony Cygan czy morderstwa studentki z Krakowa.

Czy kiedyś dowiemy się, co tak naprawdę stało się w Drzewinie? Archiwum X pracuje nad sprawą od kilku lat. Tymczasem sołtys Drzewiny twierdzi, że mieszkańcy o tajemniczej śmierci już dawno przestali między sobą rozmawiać.

Policjanci wyprowadzili z domu poparzonego mężczyznę. To była ostatnia chwila. Kilka sekund później nastąpiła eksplozja

Więcej o: