W ubiegłym roku 43-letni Ireneusz M. usłyszał zarzuty zgwałcenia i zamordowania podczas sylwestrowej zabawy w Miłoszycach 15-letniej Małgosi. To właśnie za tę zbrodnię Tomasz Komenda niesłusznie przesiedział 18 lat w więzieniu.
Czytaj też: Tomasz Komenda opowiada o życiu w więzieniu. "Człowiek ze słabą psychiką nie da tam rady"
W rozmowie z "Super Expressem" Romualda Matuszak, matka Ireneusza M. twierdzi, że śledczy i tym razem nie mają odpowiedzialnego za zbrodnię. - Mówią, że mają niezbite dowody w postaci badań DNA. Przecież zaraz po tej zbrodni przesłuchiwali i badali Irka. Wtedy DNA się nie zgadzało, a teraz się zgadza? To jakiś absurd! - mówi w rozmowie z gazetą matka oskarżonego.
Jednym z głównych dowodów, świadczącym o winie 43-latka ma być fakt, że wiedział, jakie ofiara ma skarpetki. Według śledczych taką wiedzę mógł mieć tylko morderca. Do Ireneusza M. prowadzą też inne dowody, m.in. ślad odciśniętych na ciele nastolatki zębów.
Te przesłanki jednak nie przekonują Romualdy Matuszak. - I oni dokonali tego epokowego odkrycia 20 lat po zbrodni? - pyta na łamach "Super Expressu" matka oskarżonego. - Stają na głowie, żeby coś znaleźć na Irka. W zeszłym roku wpadli do mojego domu i dawaj robić rewizję. Szukali buta tej dziewczynki i kawałka pierścionka. Nawet mąkę mi wysypali, żeby sprawdzić, czy tam nic nie ma. To wszystko wydaje mi się mocno naciągane. Syn do mnie dzwoni z aresztu. Jest załamany, bo funkcjonariusze zmuszają go, żeby się przyznał. Nie wytrzymuje, chce się zabić - dodaje.
W winę Ireneusza M. nie wierzy także jego była żona. Kobieta twierdzi, że "przez wszystkie wspólne lata Irek zachowywał się normalnie".
W momencie, gdy Ireneuszowi M. postawiono zarzut gwałtu ze szczególnym okrucieństwem oraz morderstwo odsiadywał już inny wyrok za gwałt.