O koszmarze jaki przeżywał codziennie w więzieniu Tomasz Komenda opowiedzieli reporterowi wp.pl strażnicy z zakładu karnego we Wrocławiu. To tam odsiadywał 25 letni wyrok niesłusznie skazany za gwałt i morderstwo mężczyzna. Początkowo mówił, że trafił za kraty za brutalne zabójstwo sąsiada. Ale w więzieniu prawdziwych powodów skazania długo nie da się ukryć. Wieści roznoszą się lotem błyskawicy.
Chudziutki, młody, spokojny chłopaczek. Już na powitanie słyszał groźby rzucane z okien. Pedofile są w hierarchii na samym dnie. Zabicie, pobicie albo gwałt na pedofilu to dla więźnia największa chwała. Większa jest tylko za zabicie klawisza - tłumaczy jeden ze strażników.
Komenda na początek trafił do wspólnej celi. - Taka jest procedura. Potem osadzonych się rozdziela, biorąc pod uwagę wiele okoliczności – za co są skazani, czy mają skłonności homoseksualne, a nawet czy palą - opowiada strażnik.
Potem Komendę przeniesiono do celi z więźniami skazanymi za podobne przestępstwa, bo w każdym więzieniu "jest niemało chętnych, żeby wsadzić im brzeszczot w żebra".
Odosobnienie w celi chronionej to dodatkowa dolegliwość. Jak 18 lat odsiadki w izolatce. To tak ciężkie warunki, jakby przesiedział 36 lat. Nie wiem, jak niewinny człowiek to wytrzymał. Ja bym nie dał rady - przyznaje strażnik.
O tym, że życie Tomasza Komendy w więzieniu przypominało piekło mówią też tego bracia.
"Wiadomo, co się dzieje ze skazanymi za taki paragraf. Miał dwie próby samobójcze. Żyje dzięki temu, że odcięli go inni więźniowie. Ale mówił też, że raz na jakiś czas był „zatrzask”. Ktoś z administracji dawał znać innym więźniom, za co siedzi" – opowiada w rozmowie z wp.pl Gerard Komenda.
ZOBACZ TEŻ: Tomasz Komenda po wyjściu z więzienia: "Teraz pozwólcie mi po prostu żyć"
Zbrodnia w Miłoszycach
Tomasz Komenda w 2004 r. został skazany na 25 lat więzienia za gwałt i brutalne morderstwo 15-letniej Małgorzaty.
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 1997 r. w Miłoszycach pod Wrocławiem 15-letnIa Małgorzata Kwiatkowska wyszła na sylwestrową imprezę. W Nowy Rok, ok. godz. 13 znaleziono ciało dziewczyny. Jak opisuje wrocławska "Gazeta Wyborcza", ustalono, że sprawców było dwóch lub trzech. Napastnicy prawdopodobnie zostawili dziewczynę żywą, ale ta do rana zamarzła. Śledczym udało się znaleźć na miejscu zbrodni dużo śladów, m.in. krew, włosy i nasienie.
Tomaszowi Komendzie alibi dało 12 osób, mimo to w maju 2000 roku został aresztowany. 4 lata później sąd skazał go na 25 lat więzienia. Przemawiał za tym fakt, że włosy z czapki Małgosi miały taki sam kod genetyczny. Pasował też zapach czapki oraz odciski szczęki na ciele ofiary. Przesłuchiwany przez śledczych Tomasz przyznał się, że był w Nowy Rok był w Miłoszycach, ale później wszystkiego się wyparł. Według niego policjanci wymusili te zeznania biciem.
Po 18 latach od skazania mężczyzny prokuratura dysponuje dowodami, które rzucają nowe światło na zbrodnię sprzed ponad dwóch dekad. Okazuje się, że Tomasz Komenda tragicznej nocy nawet nie przebywał w Miłoszycach. Nowe fakty udało się ustalić dopiero powołanej po latach specjalnej grupie śledczych. Śledczy cały czas badają, jak mogło dojść do tak katastrofalnej pomyłki. Nie wyklucza się, że dowody zostały zmanipulowane.