- Szeregowy poseł myślał, że będziemy tak kicać. Zwołują komisję, my zwołujemy protest. Odwołują komisję, my rezygnujemy. Nie! My nie będziemy tak kicać jak zajączki! To wy tak kicacie. Episkopat coś powie, to wy hop! Kobiety tupną nogą, to wy hyc w drugą stronę. Pajace! Dorośnijcie! - grzmiała przed siedzibą PiS Marta Lempart, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Na ulicach stolicy i innych miast w sumie dziesiątki tysięcy ludzi - głównie kobiet - protestowało przeciwników zaostrzenia prawa aborcyjnego. Demonstracje pod hasłem "Czarny Piątek" zorganizowano jako reakcję na decyzję polityków PiS, którzy opowiedzieli się za dalszymi pracami nad obywatelskim projektem "Zatrzymaj aborcję".
Według danych Urzędu Miasta w demonstracji w Warszawie wzięło udział 55 tys. osób. To prawie dwa razy więcej niż podczas pierwszego Strajku Kobiet na pl. Zamkowym w 2016 roku. Wtedy według miasta manifestowało koło 30 tys. osób.
W stolicy manifestacja wyszła spod Sejmu w kierunku siedziby partii rządzącej na ulicy Nowogrodzkiej. Budynek PiS został otoczony kordonem policyjnych aut i funkcjonariuszy.
Poza główną demonstracją wcześniej odbyły się mniejsze protesty w centrum stolicy i przed siedzibą kurii. Po południu część ulic była zablokowana - szczególnie, gdy tłum szedł z okolic Sejmu w stronę siedziby PiS przy ul. Nowogrodzkiej.
Policja oceniła, że zgromadzenia przebiegały spokojnie. "Legitymowano kilkanaście osób. W tym trzy osoby używające pirotechniki" - podała warszawska komenda. Część uczestników demonstracji była oburzona wyciąganiem kobiet w tłumu. Legitymowano m.in. jedną kobietę w zaawansowanej ciąży. "Policyjna prowokacja!" - skandował wówczas tłum.
Na Twitterze wiele osób kpiło z tego, że policja skrupulatnie legitymowała za użycie rac dymnych - podczas gdy na innych demonstracjach, w tym na Marszu Niepodległości, setki ludzi robi to bez konsekwencji.
Na marszu pojawiły się hasła, takie jak: "Decyduję sama", "Wolne Polki", "Moje ciało, moje prawo", "Niepodległe Polki", "Martwa dziecka nie urodzę", "Zakaz aborcji zabija", "Myślę czuję decyduję".
TVP Info, w przeciwieństwie do np. TVN24 nie relacjonowała całości protestów. Temat największej od miesięcy demonstracji nie pojawił się też w pierwszych kilku materiałach "Wiadomości" TVP. Dopiero w drugiej części programu poświęcono protestowi jeden z materiałów.
Prezenter TVP Michał Adamczyk nazwał Czarny Piątek protestem "zwolenników aborcji" i dodał, że w kontrze odbyły się "Białe Marsze obrońców życia". Nie pokazano jednak żadnego nagrania z tych demonstracji.
W materiale od początku podkreślano, że w demonstracjach "w sumie wzięło udział kilka tysięcy osób, a miało być kilkadziesiąt". Uczestniczki i uczestników nazwano "zwolennikami zabijania dzieci nienarodzonych".
W Warszawie odbyła się największa manifestacja, na którą przyjeżdżały osoby z innych miast. Jednak protesty w ramach Czarnego Piątku zorganizowano też w innych miastach, m.in. w Poznaniu - gdzie było ok. 4 tysięcy ludzi -, Krakowie, Gdyni i Szczecinie.
Manifestacje pod hasłem "Czarny Piątek" przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce odbyły się również poza granicami kraju.
Jedna z naszych czytelniczek przysłała zdjęcia Polek protestujących w Szanghaju. "Spotkałyśmy się na Bundzie, w samym centrum Szanghaju, z widokiem na Pearl Tower" - poinformowała nas w wiadomości.
Czarny Piątek w Szanghaju Fot. Facebook Anky Jaszczołt
Czarny Piątek dotarł również do Niemiec, Francji, Szkocji i Belgii. Ponad 100 osób demonstrowało w Berlinie przy Warschauer Straße.
Czytaj więcej na ten temat: