O korytarzach ratunkowych głośno, po raz kolejny, zrobiło się w ubiegłym roku, gdy film z autostrady A4 zamieścili strażacy. Wówczas, choć część kierowców usunęła się, tworząc tzw. korytarz życia, to niektórzy z nich nie kwapili się do pomocy, albo po prostu wychodzili z aut, by zerkać, co się wydarzyło. Przez to strażacy musieli ostatnie 400 metrów podbiec do miejsca wypadku.
Po akcji społecznej "Korytarz życia - włącz myślenie", można było oczekiwać, że sytuacja się poprawi. Jednak jak mówi w rozmowie z TVN24 Łódź rzecznik prasowy łódzkiego pogotowia Adam Stępka, korytarze praktycznie przestały występować.
- Z bólem musimy stwierdzić, że z każdym miesiącem jest gorzej. Z naszej perspektywy wygląda to tak, że korytarzy życia na autostradach w Polsce już nie ma - mówi Stępka. Jako przykład podaje wydarzenia z ostatniej niedzieli, gdy karetki nie mogły dojechać do poszkodowanych w wypadku na autostradzie A2 (w częśći w województwie łódzkim).
Stępka wyjaśnia, że jest kilka przeszkód na drodze utworzenia korytarza życia. Jednym z nich jest to, że kierowcy zawracają na autostradzie i jadą pod prąd, by uniknąć stania w korku. Zdarzają się też tacy kierowcy, którzy mimo sygnałów od karetek nie zjeżdżają na bok. Niektórzy z nich są jednak usprawiedliwieni - nie mają po prostu gdzie zjechać, ponieważ pas awaryjny jest zablokowany przez zawracających.
- Obyś nigdy nie ucierpiał na autostradzie. Życzę tego wszystkim mocniej niż kiedykolwiek - kwituje Stępka, podkreślając, że po wypadku liczy się każda sekunda.