Do fatalnej pomyłki policji doszło 8 marca. Jak podaje portal iszczecinek.pl, na jedną z posesji w Sitnie pod Szczecinkiem wkroczyła grupa kilkudziesięciu antyterrorystów. Policjanci, wdzierając się na posiadłość, staranowali bramę. Wobec psów biegających na posesji mieli użyć broni gładkolufowej.
Następnie skuli mieszkańców kajdankami i rzucili ich na ziemię. Właściciel posesji oraz jego syn leżeli na śniegu ponad godzinę. Policjanci popychali również starszą kobietę, a wszystkiemu przyglądały się małe dzieci. - Żona na górze karmiła miesięczne dziecko, nagle jakieś huki, w pokoju zrobiło się pełno zielonych i czerwonych kropek - relacjonuje na antenie TVN 24 jeden z mieszkańców.
Brygada wkroczyła w związku ze śledztwem ws. kradzieży maszyn budowlanych, które prowadzi prokuratura w Złotowie. Problem w tym, że ani nazwisko właściciela posesji, ani ten adres w ogóle nie pojawia się w aktach sprawy. Co więcej, prokuratura wcale nie zlecała policji tej akcji.
W rozmowie z dziennikarzem TVN 24 rzecznik wielkopolskiej policji przyznał, że rodzinie "należą się przeprosiny". Stwierdził też, że policja pokryje wszelkie szkody.
Właściciel posesji nie zamierza jednak odpuścić. - Wszystko wskazuje na to, że była to jedna wielka pomyłka - mówi portalowi iszczecinek.pl adwokat Mirosław Wacławski, reprezentujący rodzinę. - W związku z tym zostało złożone do naszej prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 231. KK, który mówi o nadużyciu uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.
Wacławski stwierdził także, że cała akcja wyglądała, jakby przeprowadzili ją amatorzy, a nie grupa antyterrorystyczna.