Do Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Łodzi wpłynęło ostatnio mnóstwo skarg. Wszystko przez brzydki zapach odczuwalny w mieście. Czy to zepsuta kanalizacja? - zastanawiali się mieszkańcy i turyści, którzy wybrali się w weekend na spacer ulicami Łodzi. Sprawą zajęły się lokalne media, bo mieszkańcy zgłaszali się również do nich.
Brzydki zapach pojawił się w centrum Łodzi, przy reprezentacyjnej Piotrkowskiej, gdzie rozstawiły się pierwsze ogródki kawiarniane. Odór poczuli więc nie tylko mieszkańcy, lecz także turyści spędzający słoneczną niedzielę na zwiedzaniu miasta pełnego zabytków.
Polskie miasta w okresie grzewczym pachną zwykle dymem i palonymi śmieciami, ale zapach wyczuwalny w różnych miejscach Łodzi kojarzył się raczej ze wsią. Mieliśmy wrażenie, że nie pochodzi z konkretnego domu czy kanalizacji, ale jakby cała fala przetaczała się przez okolicę
- opisuje Michał, który w ostatni weekend odwiedził Łódź. Łodzianie skarżyli się z kolei, że śmierdziało też na Widzewie, Górnej czy Kozinach - opisywał "Express Ilustrowany".
Odpowiedź jest prosta. To nie żadna awaria kanalizacji.
Winnym ewidentnie są okoliczni rolnicy. Wylewają na polach gnojowicę i przy sprzyjającym kierunku wiatru te odory przedostają się do miasta
- tłumaczył w Radiu Łódź Miłosz Wika, rzecznik ZWiK. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale Łódź jest otoczona polami. Zgodnie z prawem rolnicy mogą wylewać gnojowicę od 1 marca - przypomina urzędnik. Jedynym warunkiem jest brak śniegu. Ostatnie ocieplenie umożliwiło więc wspomniane prace na polach. Trudno się dziwić, że rolnicy skorzystali z takiej okazji.
Problem smrodu w Łodzi jest zarówno uciążliwy, jak i przewlekły. Na brzydki zapach w mieście od lat nie udało się nic poradzić. Sami urzędnicy przyznają - fetor powraca na wiosnę. A lokalni dziennikarze nie pierwszy raz odbierają telefony i maile od zdenerwowanych czytelników.