Sprawę wspólnie ujawnili dziennikarze portalu GazetaWroclawska.pl, Uwagi oraz Superwizjera TVN. Tomasz K. od 18 lat odsiaduje wyrok za jedną z najgłośniejszych zbrodni lat 90-tych ubiegłego wieku.
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia 1997 r. w Miłoszycach pod Wrocławiem 15-letna Małgorzata Kwiatkowska wyszła na sylwestrową imprezę w dyskotece Alcatraz. Jak podaje "Gazeta Wrocławska", to była pierwsza dyskoteka, na jaką puścili ją rodzice. Podczas imprezy poznała dwóch mężczyzn - Krzyśka i Andrzeja. Kilka minut po północy wyszli we trójkę na zewnątrz. Wtedy zjawił się trzeci mężczyzna, przedstawił się jako Irek. Powiedział, że jest bratem Małgosi i zabiera ją do domu.
W Nowy Rok, ok. godz. 13 znaleziono ciało Małgosi. Miała na sobie jedynie skarpetki z czerwonym wzorkiem. Jak opisuje "Gazeta Wrocławska", ustalono, że sprawców było dwóch lub trzech. Napastnicy prawdopodobnie zostawili dziewczynę żywą, ale ta do rana zamarzła. Śledczym udało się znaleźć na miejscu zbrodni dużo śladów, m.in. krew, włosy i nasienie. Odnalezienie oprawców miało trwać zaledwie kilka dni. Jednak dni mijały a podejrzanych nie było. W końcu podejrzenie padło na 21-letniego Tomasza K., pracownika myjni samochodowej. Pasował do policyjnego portretu pamięciowego stworzonego z zeznań świadków. Późniejsze ekspertyzy zdawały się potwierdzać, że to on zgwałcił i zabił 15-latkę.
Tomaszowi K. alibi dało 12 osób, mimo to w maju 2000 roku został aresztowany. 4 lata później sąd skazał go na 25 lat więzienia. Przemawiał za tym fakt, że włosy z czapki Małgosi miały taki sam kod genetyczny. Pasował też zapach czapki oraz odciski szczęki na ciele ofiary. Przesłuchiwany przez śledczych Tomasz przyznał się, że był w Nowy Rok był w Miłoszycach, ale później wszystkiego się wyparł. Według niego policjanci wymusili te zeznania biciem.
Dzisiaj, po 18 latach od skazania Tomasza K. prokuratura dysponuje dowodami, które rzucają nowe światło na zbrodnię sprzed ponad dwóch dekad. - Zebrane przez nas nowe dowody wskazują, że Tomasz K. nie jest sprawcą tej zbrodni - mówi w rozmowie z portalem GazetaWroclawska.pl Robert Tomankiewicz, naczelnik dolnośląskiego wydziału Prokuratury Krajowej. - Jesteśmy tego pewni na sto procent. Choć oczywiście ostateczna decyzja należeć będzie do Sądu Najwyższego. To właśnie sąd będzie decydował o tym, czy Tomasz K. wyjdzie na wolność.
Kilka lat temu sprawą ponownie zajęli się śledczy. Postanowiono odnaleźć pozostałych winnych. Zwrócono uwagę na Ireneusza M., który był na imprezie w Miłoszycach. Mężczyzna niedługo po zbrodni był przesłuchiwany i ze szczegółami opisał skarpetki Małgosi. To bardzo ważny szczegół, który powinien zaalarmować śledczych. Jednak z kręgu podejrzanych wykluczyły Ireneusza K. badania DNA. Ostatecznie mężczyzna trafił do aresztu w czerwcu 2017 r.
Czytaj też: Ireneusz M. zeznawał tuż po zbrodni w Miłoszycach. Zdradził coś, o czym wiedział morderca
Sprawa prawdopodobnie niewinnego Tomasza K. trafi do Sądu Najwyższego. Jeśli ten uzna mężczyznę za niewinnego, będzie miał prawo do dużego odszkodowania.