"Rzeczpospolita" opisuje, że śledztwo przez rok prowadziło trzech prokuratorów, jednak na dwa dni przed decyzją o zamknięciu i uznaniu winy 21-letniego Sebastiana K. (kierowcy seicento), złożyli wnioski o wyłączeniu ich ze śledztwa. Natomiast samą decyzję o zamknięciu podjąć miał ich przełożony, Rafał Babiński, szef Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Tekst o tej sprawie nosi tytuł "Bunt prokuratorów".
Według nieoficjalnych ustaleń "Rz", śledczy mieli mieć inną wizję zakończenia sprawy: mieli starać się o to, by zarzuty postawić nie tylko Sebastianowi K., ale też kierowcy limuzyny. Dodatkowo mieli też chcieć zbadać funkcjonariuszy BOR i wiarygodność ich zeznań.
Do tych doniesień odniosła się Prokuratura Okręgowa w Krakowie, która w poniedziałek opublikowała stanowisko w tej sprawie. Jak czytamy, prokuratura "nie wyklucza badania innych wątków" wypadku. "W toku jest osobne postępowanie dotyczące podejrzenia przekroczenia dozwolonej prędkości i przekroczenia linii ciągłej jezdni przez funkcjonariuszy BOR, którzy prowadzili pojazdy wchodzące w skład kolumny uprzywilejowanej" - pisze prokuratura. W odpowiedzi zabrakło jednak stanowiska na temat innych rewelacji "Rz": dlaczego prokuratorzy zwrócili się o wyłączenie ze śledztwa i czy rzeczywiście - co pada w tekście - szef prokuratury podpisał zamknięcie śledztwa (gdy powinien zrobić to prokurator prowadzący dochodzenie).
W oświadczeniu stwierdzono również, że "dopiero prawomocne zakończenie postępowania karnego przeciwko podejrzanemu Sebastianowi K. pozwoli jednak na pełną i prawidłową ocenę innych aspektów zdarzenia". Natomiast dwie wersje wypadku, jak podkreśla PO w Krakowie, nie zostały wykluczone.
"Wyłączenie na tym etapie ze sprawy wątku ewentualnego składania fałszywych zeznań, według których rządowa kolumna używała zarówno sygnałów świetlnych, jak i dźwiękowych, byłoby równoznaczne z wyeliminowaniem jednej z dwóch wersji przebiegu wypadku" - wskazuje prokuratura i dodaje, że takie działania byłyby przedwczesne i sprzeczne z "metodyką prowadzenia śledztwa".
W dalszej części prokuratura powołuje się na ustalenia biegłych z Zakładu Badania Wypadków Drogowych Instytutu Ekspertyz Sądowych im prof. dr Jana Sehna w Krakowie. Eksperci ocenili, że niezależnie od tego, czy kolumna używała sygnałów dźwiękowych, czy nie, to wyłącznym i bezpośrednim sprawcą zdarzenia był kierowca seicento Sebastian K.
"Zebrany materiał dowodowy umożliwił więc odtworzenie przebiegu wypadku, ale nie pozwolił na zweryfikowanie twierdzenia o używaniu przez pojazdy uprzywilejowane sygnałów dźwiękowych. To zagadnienie może być rozstrzygnięte na podstawie osobowego materiału dowodowego, w zależności od decyzji i interpretacji sądu" - wskazuje prokuratura.
Do wypadku z udziałem ówczesnej premier doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Samochód z Beatą Szydło najpierw zderzył się z fiatem, którym jechał Sebastian K., a następnie uderzył w drzewo. Szydło została ranna i trafiła do szpitala. W wypadku ucierpieli też funkcjonariusze BOR.
Według ustaleń biegłych przyczyną wypadu miało być niezachowanie ostrożności przez kierowcę seicento. Miał on zjechać do prawego krawężnika, gdy wyprzedzał go pierwszy samochód kolumny i włączyć się do ruchu, gdy ten go minął. Jednak za tym autem jechała limuzyna z premier Szydło - wg biegłych z prędkością 55 km/h.