Sprawa ma swój początek w 2014 r. Jak opisuje "Fakt", Anna H. pewnego sierpniowego popołudnia była z synami w mieszkaniu. W pewnym momencie 38-letnia wówczas kobieta usłyszała, że ktoś woła o pomoc. Jej dwaj synowie wybiegli na zewnątrz.
- Po kilku minutach wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że mój starszy, upośledzony syn idzie w stronę domu i nagle osuwa się na ziemię. Wybiegłam po niego. Leżał przed budynkiem. Był półprzytomny. Dopiero później okazało się, że policjant dwukrotnie poraził go paralizatorem z bliskiej odległości, około 20 cm, od serca - opowiada na łamach "Faktu" Anna H.
Z relacji kobiety wynika, że gdy zapytała, dlaczego tak potraktowano jej syna, jeden z policjantów wepchnął ją na klatkę schodową i zaczął "katować". Funkcjonariusz miał złapać ją za głowę i uderzać o ścianę, drugi miał bić ją pałką.
Przerażającą opowieść pani Anny postanowiliśmy skonfrontować z wersją policji w Gdańsku. Relacje znacznie się różnią.
Wszystko zaczęło się od informacji o włamaniu do jednego z mieszkań. To w tej sprawie interweniowali funkcjonariusze.
- Jeden ze świadków zdarzenia przekazał policjantom w co ubrani byli sprawcy. W trakcie przeszukiwania pobliskiego terenu, funkcjonariusze zauważyli mężczyznę, odpowiadającego rysopisowi jednego ze sprawców. Gdy zatrzymali się przy nim i poprosili go o okazanie dokumentów, mężczyzna zaczął uciekać - informuje portal Gazeta.pl asp. Karina Kamińska, oficer prasowy gdańskiej policji.
Mundurowi zaczęli ścigać mężczyznę i po kilkuset metrach zatrzymali. Ten był agresywny i wulgarny, policjanci byli zmuszeni obezwładnić 23-latka. W tym momencie z klatki schodowej wybiegło dwóch młodych mężczyzn. Według policji zaczęli szarpać i wyzywać jednego z funkcjonariuszy, policjanci razili napastnika paralizatorem.
- Z jednego z mieszkań wybiegła kobieta, która zaczęła wyzywać i kopać funkcjonariuszy. Kobieta za wszelką cenę nie chciała wpuścić ich do mieszkania, w którym najprawdopodobniej ukrył się jeden z napastników - wyjaśnia dalej asp. Kamińska. - Wobec agresywnej kobiety zostały użyte środki przymusu bezpośredniego. W związku z tym, że zaczęła uskarżać się na swój stan zdrowia, funkcjonariusze wezwali pogotowie ratunkowe - dodaje.
Sprawa trafiła do prokuratury, zarzuty usłyszały cztery osoby: Anna H., jej dwaj synowie oraz ich kolega.
Jednocześnie do sądu trafił akt oskarżenia wobec funkcjonariuszy. Ci jednak zostali uniewinnieni. - W sprawie o przekroczenie uprawnień wobec Anny H. sąd uniewinnił obu oskarżonych. Powodem było to, iż sąd dopatrzył się, że podczas rozpraw Anna H. zmieniała zeznania. W sprawie o przekroczenie uprawnień wobec drugiej kobiety (świadka) sąd skazał Adama J. na karę 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na jeden rok - powiedziała "Faktowi" Grażyna Waryniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Skazany policjant odwołał się od wyroku i Sąd Apelacyjny w 2017 r. uchylił wyrok.
Według prokuratury jeden z policjantów nie uprzedził kobiety o podjęciu środków przymusu i nie wezwał do zachowania zgodnego z prawem. Mężczyzna miał przyprzeć kobietę pałką do ściany i uderzyć pięścią w klatkę piersiową. Drugiemu policjantowi zarzucono przekroczenie uprawnień.
12 lutego natomiast, po 4 latach od interwencji policjantów, sąd ogłosił wyrok w sprawie Anny H. Kobieta została skazana na 6 miesięcy ograniczenia wolności oraz prace społeczne. Do tego kobieta musi wypłacić 250 zł nawiązki policjantom.
O wyrok zapytaliśmy Sąd Okręgowy w Gdańsku. - Anna H. została skazana za to, że w dniu 30 sierpnia 2014 roku w Gdańsku podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy policji naruszyła ich nietykalność cielesną poprzez kopanie nogami i uderzanie rękoma, znieważając ich słowami powszechnie uważanymi za obelżywe - wyjaśnia Tomasz Adamski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Oprócz niej skazany został również jeden z jej synów oraz jego kolega. Wyrok jest nieprawomocny. Poprosiliśmy sąd o przytoczenie uzasadnienia wyroku, ale nie zostało ono jeszcze sporządzone.