Los bezdomnego Ryszarda z Gliwic odmienił się dzięki dobrym ludziom. Mężczyzna od 10 lat żył w leśnej ziemiance, którą sam zaadaptował na schronienie. Na zdjęciach widać jednak, że to po prostu kawałek rudery z dorobionymi drzwiami. Ryszard zbudował sobie tam piec, żeby nie marznąć. Tymczasem okoliczny lasek wycięto i ziemianka stała na otwartej przestrzeni, każdy mógł się tam dostać.
Do przytułku iść nie chciał. Jak tłumaczył dziennikarzom TVN24 z Katowic, chodziło o warunki. Narzekał, że przebywający w schroniskach dla bezdomnych wnoszą tam alkohol, że się nie myją. On, żyjąc w ziemiance bez wody i kanalizacji, chodził się umyć do hali sportowej. Miał tam zaprzyjaźnionego pracownika, który go wpuszczał.
Ryszarda zaczął w pewnym momencie odwiedzać dzielnicowy, Michał Suchacki. Spokojny człowiek, nie wadził nikomu - opisuje Ryszarda. Funkcjonariusz przynosił mu kanapki, ubrania. Policjanci zaglądali do ziemianki z obawy, że mężczyzna może się tam zaczadzić.
65-latek w ubiegłym roku dostał niewielką emeryturę (przed laty pracował jako górnik). Pieniądze stały się szansą na lepsze życie, chociaż nie wystarczyłyby na normalny wynajem. Ryszard poprosił o pomoc dzielnicowego. Udało się znaleźć kolejną osobę dobrej woli - Jolantę Konieczną, administratorkę mieszkań Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Udało się znaleźć niewielką kawalerkę w Sośnicy. Policjanci zrobili zrzutkę na farby, przynieśli też trochę domowych sprzętów na dobry początek. Nakupił jedzenia, trzyma je w tapczanie.
Do niedawna bezdomny, teraz co miesiąc opłaca czynsz - założył w banku zlecenie stałe. Wskazując na swoje mieszkanie mówi dumnie przed kamerą TVN24:
Teraz i ja jestem "pan". Pomału tutaj wszystko dorobię.