Setki wadliwych szczepionek. Zamiast wyrzucić do kosza, podano je pacjentom. Lekarze wiedzieli

"DGP": Setki pacjentów dostały wadliwe szczepionki. Preparaty, które powinny trafić do kosza, były podawane nawet noworodkom. Jak twierdzą dziennikarze, lekarze zdawali sobie z tego sprawę. Sprawę skomentował resort zdrowia.

Dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej” powołują się na kontrole przeprowadzone w ostatnich miesiącach przez inspektorów farmaceutycznych, którzy sprawdzili, w jakim stanie jest sprzęt chłodniczy w aptekach i przychodniach w ich regionach. Efekty kontroli są zatrważające.

Przynajmniej 300 pacjentów dostało wadliwe szczepionki

Okazało się, że tysiące szczepionek nadaje się do kosza, bo nie były przechowywane w odpowiednich temperaturach. Ponadto, zdaniem dziennikarzy istnieją dowody na to, że lekarze szczepili pacjentów wiedząc, że szczepionki się do tego nie nadają. „To  narażenie dzieci na poważne choroby” - alarmuje „DGP”. Zdaniem dziennikarzy, wadliwe szczepionki podano przynajmniej 300 pacjentom (tyle przypadków na razie udało się udokumentować), a może ich być znacznie więcej. Podawano je z oszczędności lub niewiedzy - twierdzi dziennik.

Takie sytuacje miały miejsce m.in. w 10 placówkach w Gorzowie Wielkopolskim. Największy problem dotyczy właśnie województwa lubuskiego - alarmuje „DGP”. I dodaje, że w środowisku lekarskim od lat ten proceder miał być tajemnicą poliszynela. Lekarze nie mówili o takich przypadkach głośno, by nie wspierać ruchów antyszczepionkowych.

24 godziny poza lodówką

Jak informuje "DGP", wśród preparatów, które powinny zostać zniszczone, a które podano pacjentom, są m.in.: Euvax B, Engerix B, Bexsero, Clodivac, Boostrix, Typhim VI, Verorab. Są to szczepionki m.in. przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, meningokokom, pneumokokom, gruźlicy, tężcowi, wściekliźnie czy ospie wietrznej. Niektóre szczepionki miały przebywać w temperaturze 20 stopni Celsjusza nawet przez 24 godziny.

Podanie szczepionek, które były źle przechowywane, może spowodować, że nie będą one spełniały swojej funkcji, czyli nie będą chroniły przed konkretną chorobą. Takie preparaty mogą powodować też liczne objawy niepożądane, które są niebezpieczne dla zdrowia i życia. Lubuski sanepid zamierza złożyć zawiadomienie do prokuratury.

Ministerstwo zapewnia, że szczepionki były bezpieczne

Do sprawy odniósł się resort zdrowia. Wiceminister Marcin Czech zapewnił, że szczepionki, mimo przerwania łańcucha chłodniczego, są bezpieczne.

Chciałem uspokoić pacjentów i powiedzieć, że w gronie ekspertów dyskutowaliśmy o zaistniałej sytuacji. Według naszych ustaleń szczepionki, które zostały użyte, są całkowicie bezpieczne dla pacjentów, nawet mimo przerwania łańcucha chłodniczego. Stąd aspekt bezpieczeństwa dzieci szczepionych przy wykorzystaniu tych preparatów jest bezdyskusyjny

- zapewnił wiceminister zdrowia. Czech powołał się na dokument WHO. Opisano w nim, jak długo szczepionki zachowują stabilność i skuteczność działania mimo przebywania poza lodówką. Wiceminister pochwalił też polskie służby.

Nasze służby zadziałały w sposób odpowiedni. Główny Inspektor Sanitarny wiedząc, że doszło do przerwania dostaw prądu, zareagował odpowiednio i przeprowadził kontrolę w jednostkach, w których ono nastąpiło

- zapewnił Marcin Czech. Lubuski Inspektorat Farmaceutyczny wydał ostatnio 80 nakazów utylizacji, planuje 100 kolejnych. W województwie lubuskim w październiku 2017 roku z powodu załamania pogody miały miejsce przerwy w dostawach prądu. Właśnie z tego powodu w wielu palcówkach doszło do przerwania łańcucha chłodniczego i pojawiła się konieczność utylizacji niektórych preparatów.

Czy szczepionka powinna zostawiać ślad? [NaZdrowie]

Więcej o: