- Sprawca się przyznał. Opisał przebieg wypadku na tyle, na ile mógł. Tłumaczył się stanem nietrzeźwości. Z jego wyjaśnień wynika, że wypił sporo alkoholu - opisywał na konferencji prasowej prokurator.
- Jeśli chodzi o przebieg zdarzenia, to miała miejsce impreza towarzyska z udziałem sprawcy i ofiar. Po jej zakończeniu osoby, które zostały potrącone, szły do domu i wówczas sprawca, który wracał ze stacji benzynowej w miejscu, w którym zaczynał się łuk, nie skręcił. Wjechał na chodnik. Potrącił ich z dużym impetem, cała trójka znalazła się za ogrodzeniem z siatki i tujami. Dwie osoby były reanimowane. Sprawca odjechał - tłumaczył prokurator.
Zginęło małżeństwo 30-kilkulatków i ich 10-letnie dziecko. - Sprawca pracował z pokrzywdzonym, który nie żyje - przekazał prokurator. Jak dodał, impreza była u sprawcy wypadku. Z informacji prokuratury nie wynika, żeby między znajomymi był jakiś konflikt. Z zeznań wynika, że kierowca wsiadł do auta "pod wpływem impulsu".
20 stycznia o godz. 22:50 w Świdniku trzy osoby, 36-letnie małżeństwo oraz ich 10-letni syn, szli chodnikiem i zostali potrąceni przez samochód. Rodzina zginęła na miejscu. Kierujący uciekł z miejsca zdarzenia. Na miejscu nie było żadnych naocznych świadków, a ofiary zostały odnalezione przez przechodniów.
Policja zatrzymała dwie osoby. To mieszkańcy Sądecczyzny w wieku 17 i 21 lat. Na posesji jednego z nich - w zamkniętym garażu - policjanci znaleźli samochód, który dokładnie zakryty był folią. Okazało się, że pojazd posiada poważne uszkodzenia, które mogą świadczyć, że brał udział w wypadku.