Policja wyjaśnia okoliczności wypadku, do którego doszło w sobotę wieczorem w Świdniku. Trzyosobowa rodzina - 36-letnia kobieta, 36-letni mężczyzna i 10-letni chłopiec - zostali śmiertelnie potrąceni, a sprawca uciekł.
Po kilkunastu godzinach na jednej z posesji funkcjonariusze znaleźli samochód zakryty folią. - Po jej ściągnięciu okazało się, że samochód ma poważne uszkodzenia, które mogą świadczyć o tym, że brał udział w wypadku - mówiła w weekend sierżant Anna Zbroja-Zagórska z małopolskiej policji. Zatrzymano dwóch mężczyzn w wieku 17 i 21 lat.
Jak podaje RMF FM, młodzi mężczyźni przyznali się, że feralnej nocy jechali samochodem, który brał udział w wypadku. Według informacji radia zeznali, że tuż przed zdarzeniem pili alkohol.
Według TVN24 jeden z mężczyzn przyznał się do potrącenia rodziny. Drugi miał przyznać się do zacierania śladów.
Sprawca wypadku najprawdopodobniej jechał z ogromną prędkością. Świadkowie mówią o tym, że najpierw dostrzegli leżącego chłopca. Tragedia wstrząsnęła całą okolicą.
- Dwóch osób nie widzieliśmy w ogóle, dopiero po pewnym czasie świadkowie zobaczyli, że w ogrodzie leżą ciała dwóch osób dorosłych - mówiła w rozmowie z "Faktami" TVN mieszkanka Świdnika.
- Zwłoki leżały za płotem, bo było takie duże uderzenie auta, że tych ludzi przerzuciło za płot, za siatkę, tam za tujami leżały. Noga prawdopodobnie tej kobiety na chodniku przykryta folią, dziecko reanimowali w karetce - opowiadał inny z mieszkańców.